Nastała jesień a wraz z nią krótkie i często deszczowe dni. Z perspektywy kierowcy wiem jak bardzo w takich warunkach ograniczona jest widoczność. Wielu cyklistów na ten okres chowa rower pod kołdrą. Trening można zrobić na trenażerze albo w siłowni – zgadzam się. Są jednak osoby, które przez cały rok używają roweru jako środka transportu do pracy. Korzystają przy tym z dróg publicznych.
Wybór
Z myślą o takich osobach stworzono tylne lampki o dużej jasności świecenia. Sam stanąłem w tym roku przed takim wyborem. Jako, że bezpieczeństwo jest bezcenne, budżet określiłem na +/- 200 pln. Wybór padł na Lezyne Strip Pro 300, gdzie liczba oznacza maksymalną generowaną jasność w Lumenach (jest też tańsza wersja 150 Lumenów).
Fakty
Trochę faktów. Ładowanie odbywa się bezpośrednio przez port USB i trwa 3 godziny. Nie potrzebny jest kabel, ani przejściówki. W skrócie – przyjeżdżam do pracy i wpinam do kompa. Do obiadu jest już naładowana.
Mocujemy na sztycy za pomocą elastycznej gumki/taśmy. Jest wystarczająco rozciągliwa nawet dla średnicy 35 mm. W razie czego zawsze można zastąpić zwykłym o-ringiem. Bardzo wygodne i łatwe w obsłudze rozwiązanie. Jeśli zostawiam rower „pod sklepem” to odpinam lampkę w ciągu 5 sekund i żaden element mocowania nie zostaje przy rowerze.
Lampka posiada 5 diod i ma 11 trybów świecenia. Mnie jednak interesuje tylko ten najmocniejszy.
„Widoczne z daleka błyski”- to jedna z opinii kolegów, którzy mijają mnie samochodami. Jadąc w zupełnej ciemności lampka „oświetla” asfalt za mną. W tym trybie czas świecenia to ok. 3h. Z jednej strony to mało i to jest wada tej lampki. Ale z drugiej strony dojazd do pracy w większości przypadków zamyka się w jednej godzinie a trening w warunkach zimowych też rzadko kiedy przekracza magiczne trzy godziny. Wystarczy wyrobić sobie taki sam nawyk jak ze smartphonem – codzienne ładowanie.
W ciągu dwóch miesięcy użytkowania nie zauważyłem innych wad niż wspomniany czas działania.
Zdjęcia: http://www.peesmovie.pl