Weekend z Koppenberg i powrotem MVDP

CX jedzie na całego. My jeszcze żyjemy zeszłotygodniowymi ciepłymi dniami, dzięki czemu trochę przedłużyliśmy sobie wakacyjne klimaty do jazdy na rowerze. W Krajach Beneluksu i nie tylko, sezon w pełni a na horyzoncie już przyszłotygodniowe Mistrzostwa Europy. W telegraficznym skrócie przedstawiamy, jak wygląda obecna rywalizacja z perspektywy dwóch wielkich wydarzeń tego weekendu.

Ruszyło

Można powiedzieć…w końcu! W końcu coś drgnęło w światowym kolarstwie przełajowym. Po zeszłorocznej dominacji jednego aktora (Van Der Poela), który wygrał wszystko co było do wygrania przyszła w końcu lekka odwilż. Na scenę wkroczyli młodzi, dobrzy technicznie zawodnicy. Wróciła rywalizacja a do kolejnych wyścigów podchodzi się z zainteresowaniem i świadomością, że tak na prawdę wszystko może się zdarzyć.

Na taki stan rzeczy złożyły się też dwa istotne czynniki. Pierwszy to poważna kontuzja Van Arta, której doznał jeszcze na tegorocznej Wielkiej Pętli. Trzeba też wspomnieć, że był na niej jedną z rewelacji i spisywał się wprost proporcjonalnie do swojego wielkiego talentu i ambicji. Drugi to dziura energetyczna Van Der Poela z Mistrzostw Świata. Kiedy wydawało się, że w przyszłym sezonie będzie miał spory ból głowy jaką koszulkę mistrzowską ubrać, wszystko naglę pękło. Ostatnia runda morderczych, głównie przez pogodę mistrzostw i olbrzymi spadek mocy. Koszulka pojechała do Dani a Mathieu do listopada wziął sobie wymuszone L4.

CX 2020/2021

Z nowości już na przyszły sezon, warto wspomnieć o mocno powiększonym Pucharze Świata 2020/21. W kalendarzu znajdzie się szesnaście wyścigów i co ważne, sezon nie zacznie się już we wrześniu dalekimi eskapadami po Stanach Zjednoczonych. Niektórzy kibice już teraz przewidują, że nie jest to najlepsze posunięcie. Pochlebnej opinii nie wyraża również legenda tego sportu Sven Nys. Ja osobiście nie mam wyrobionego na ten temat zdania i chyba brak mi wystarczające wiedzy na komentarz, poza takim, że pożyjemy zobaczymy…

Young Guns

Dzięki wydarzeniom, o których pisałem wcześniej, swoje pięć minut mają zawodnicy, którzy w normalnych zeszłorocznych warunkach nie mieliby prawa zaistnieć. Największa gwiazdą jest obecnie bardzo dobry technicznie Eli Iserbyt. Dwudziestodwuletni Belg wygrywa wszystko, ale nie wygląda na osobę nie do objechania. Na uwagę zasługuję również forma jaką prezentuję Brytyjczyk Tom Pidcock, który ma na liczniku dopiero dwadzieścia lat i w końcu wprowadził do klasyfikacji lekkie ożywienie, jeśli chodzi o flagi narodowości. Wśród znanych już dość dobrze zawodników, bardzo dobrze prezentują się: Michael Vanthourenhout, Quinten Hermans oraz jak zwykle waleczny Toon Aerts. Toon jest jednak wyraźnie jeszcze przed szczytem formy, która mam nadzieję nastąpi jeszcze w tym sezonie. Jeśli do tego grona dołączymy Van Der Poela to mamy grupę, która zapewne powalczy o tytuł Mistrza Europy.

Wśród kobiet również idzie młode. Kilka zawodniczek po poprzednim sezonie przeszła na emeryturę a ich miejsce zajęły młode, mocne i ambitne. Na wyróżnienie zasługuję cztery nazwiska, o których w najbliższych miesiącach będzie zapewne głośno: Annemarie Vorst, Ceylin del Carmen Alvarado, która wbrew nazwisku jest…Holenderką, Yara Kastelijn oraz trochę bardziej doświadczona Alice Maria Arzuffi. Oczywiście wciąż faworytką w wielu zawodach będzie obecna Mistrzyni Świata: Sanne Cant.

Koopenberg DVV Trofee

Po kilku już Pucharach Świata oraz serii Superprestige przyszedł czas na prawdziwy klasyk, który jest w stanie rozłożyć nawet Van Der Poela. Podjazd pod brukowany Koopenberg i to osiem!!! razy dla Elity mężczyzn, na rowerze CX…kropla drąży skałę. Do tego oczywiście inne atrakcje w postaci trudnych technicznie śliskich zjazdów, na których Pidcock dał w tym roku prawdziwy pokaz kontroli nad rowerem. Od startu nie było wątpliwości, że Iserbyt ma apetyt na wygraną w słynnym wyścigu. Od początku na czele, a jego plecy oglądali inni zmieniający się na kolejnych miejscach zawodnicy. Najlepiej z nich wszystkich radził sobie Pidcock, który bardzo szybko dogonił Belga i utrzymywał jego mocne tempo. Dla pozostałych zawodników prędkość, którą wygenerowali zawodnicy z czołówki była zdecydowanie za wysoka i systematycznie tracili sekundy na każdej rundzie.

Moc Eli

Iserbyt był jednak odrobinę mocniejszy od Brytyjczyka co zazwyczaj przekładał na kilkusekundową przewagę, głównie w pierwszej części trasy. Kłopoty techniczne Eli na przedostatnim podjeździe pod słynną ściankę, zniwelowały wcześniej wyrobioną przewagę i zapowiadała się prawdziwa batalia. Pidcock wykorzystał kilka błędów rywala i wyszedł na prowadzenie. Na ostatniej rundzie zdecydował się na wymianę roweru a Iserbyt w ostatnim momencie z niej zrezygnował. Na tym manewrze zarobił kilka cennych sekund, które później jeszcze pomnożył. Dojechał na metę pierwszy wygrywając rywalizację na słynnej trasie. Większość zawodników docierających na metę nie była w stanie przejechać nawet metra więcej. To pokazuję jak godzinna rywalizacja na Koopenbergu jest wymagającym zadaniem. Dobrze o tym świadczy również fakt, że kobiety miały do pokonania raptem cztery rundy, czyli pięć podjazdów po bruku. W tym roku najlepsza okazała się Holenderka Yara Kastelijn.

Superprestige Ruddervoorde

O tym dniu mówili wszyscy związanie z CX. Wielki powrót latającego Holendra i wielka batalia z tegorocznym dominatorem Iserbytem.

Początek starcia to oczywiście wielkie szachy obydwóch rywali i ciągłe zmiany na pozycji lidera wyścigu. Wielkim zaskoczeniem na pewno była zdecydowanie nie gorsza technika Belga i co ciekawe, dużo lepsza przyczepność jego opon. To zazwyczaj Holender słynął z perfekcyjnej trakcji i opanowania roweru. Prawdziwa rywalizacja, albo wciąż badanie swoich sił trwało w najlepsze przez cztery z ośmiu rund zawodów.

Jest moc

Wtedy zgodnie z przypuszczeniem Mathieu odpalił rakietę dając pokaz swojej siły, która względem konkurencji jest nie do porównania a różnica w błotnistym terenie jest jeszcze bardziej widoczna. Dużym zaskoczeniem była postawa nie najgorzej jeżdżącego w tym sezonie Laurensa Sweecka, który zaatakował jeszcze na trzecim okrążeniu. Wybitnie dobrze radził sobie na piaszczystym podjeździe i do mety udało mu się utrzymać nie tak wielką stratę (20s) do wielkiego mistrza. Iserbyt nie miał najlepszego dnia i skończył rywalizację na piątym miejscu. Możliwe, że piątkowa rywalizacja kosztowała go zdecydowanie zbyt wiele sił. Możliwe również, że pierwsze dwie rundy i ciągłe przetasowania z Van Der Poelem nie poprawiły jego świeżości. W normalnych okolicznościach Belg zwiększa swoją przewagę z rundy na rundę, ponieważ jest naprawdę bardzo dobry technicznie a siły również nie można mu odmówić.

Czterominutowy skrót niedzielnych zawodów

Pomimo powrotu dominatora, który ewidentnie już przerósł tę dyscyplinę, mam wciąż nadzieję na dobra rywalizację w najbliższym tygodniu. Wydaje się, że jeśli ktoś może obecnie zagrozić Van Der Poelowi to w oczekiwaniu na powrót Van Arta na dziś jest to tylko Eli Iserbyt.

Zdjęcia: DVV VERZEKERINGEN TROFEE

Komentowanie jest wyłączone.