Absa Cape Epic 2020

Piętnastego Marca startuje kolejna edycja największego wyścigu etapowego MTB na świecie. Cape Epic stanowi marzenie dla większości górali, którzy są w stanie pokonać dobry kawał drogi, żeby móc się zmierzyć z epickimi trasami Południowej Afryki.

Słowem wstępu

Wyścig rozgrywany jest niestety w odległej od Europy Republice Południowej Afryki. To stanowi dla nas spory problem logistyczny, choć dla prawdziwie zmotywowanych osób przeszkody nie istnieją. Cape Epic nie przez przypadek jest porównywany z Tour de France, ponieważ faktycznie jest to najbardziej medialne wydarzenie w roku. Może ono spokojnie konkurować z Pucharem Świata XC czy nawet z mistrzostwami globu. Obsada oczywiście też z najwyższej możliwej półki z Mistrzami Świata oraz zwycięzcami Olimpiad włącznie.

Pomijając medialne wsparcie, Absa Cape Epic i tak nie jest zwykłą etapówką. Tutaj startuje się w parach a różnica na trasie między dwoma zawodnikami z pary może wynieść maksymalnie dwie minuty. To stanowi oczywiście dodatkowy stopień trudności, zwłaszcza przy jeździe w dużej grupie. Cały czas trzeba zachowywać koncentrację i jechać jak najbliżej swojego teamowego partnera. Jak łatwo się domyślić, jazda w duecie wymaga dobrego dopasowania partnerów. Zawodnicy muszą być na podobnym poziomie co w przypadku doboru partnera dla Nino Schurtera stanowi nie lada wyzwanie. Wspomniane wcześniej dwie minuty, to również element, który starają się wykorzystać zawodnicy przy dojeździe do bufetów. Zazwyczaj mocniejszy zawodnik przed bufetem rusza do przodu zostawiając w tyle swoją wyścigową drugą połówkę. Dzięki temu, drugi zawodnik nie musi się już zatrzymywać na stopie, tylko zabiera niezbędny prowiant od swojego kolegi. Mała rzecz, ale pozwala zaoszczędzić kilka minut.

Liczby

Absa Cape Epic to osiem dni ścigania w skład których wchodzi: siedem długich etapów oraz dwudziestokilometrowy prolog. Dystans całkowity zawodów to 647 Km na których do podjechania będzie w sumie 15550 metrów przewyższeń. Dane sumaryczne robią wrażenie, choć uczciwie trzeba przyznać, że nasze polskie czterodniowe etapówki zdecydowanie wstydzić się nie muszą.

Zapowiedź i prezentacja wszystkich etapów Absa Cape Epic

Wyścig co roku transmitowany jest na żywo na YouTube, więc jak ktoś w tygodniu ma wolne sześć godzin to zdecydowanie warto oglądnąć.

Decydujące etapy

Na papierze najgroźniej wyglądaja etapy 5 i 6. Tam jest najwięcej przewyższeń a dystans również nie odpuszcza. Ilość zębatko-gwiazdek (ranking trudności etapu) również świadczy o tym, że te dwa etapy powinny najbardziej sprawdzić nogi zawodników. Również prolog wydaje się być interesujący. Na 20 kilometrach na pewno będzie mordercze tempo. Trzeba jednak mieć z tyłu głowy świadomość, że jest to dopiero pierwszy dzień i każdy defekt może mocno namieszać w oczekiwaniach i planach co do reszty wyścigu.

Czy da się przejechać Cape Epic bez defektu? To dobre pytanie, ale osobiście nie sądzę. Masa luźnych kamieni na długich zjazdach plus zmęczenie, które zawsze obniża koncentrację to duet silnie pracujący na wywrotkę lub uszkodzenie opony. Na pewno chcąc wygrać tak prestiżowy i mocno obstawiony wyścig, trzeba mieć dużo sił w nogach, ale też sporo szczęścia na trasie.

Faworyci do wygranej – Kobiety

Zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn mamy faworytów, dla których wszystkie miejsca poza pierwszym będą wielką przegraną.

Wśród kobiet jest to Annika Langvad, która pięciokrotnie startowała w Cape Epic…i wszystkie te wyścigi wygrała! Oczywiście Annika potrzebowała do tego równie mocną teamowiczkę. W tym roku do pomocy? będzie miała wciąż aktualną Mistrzynie Olimpijską Jenny Rissveds! Tutaj wypada się zastanowić, która z zawodniczek faktycznie jest mocniejsza… Jenny w tamtym roku wróciła do ścigania na trasach XC i bardzo szybko rozkręciła się na tyle, że była w stanie zagrozić najmocniejszym rywalką a w rezultacie wygrać zawody w Lenzerheide. W tym roku będzie jedną z faworytek na Olimpiadzie w Tokio i nie byłoby wielką sensacją, gdyby obroniła tytuł z Rio.

Ciekawie zapowiada się również para z Ghost Factory Racing, czyli: Anne Terpstra oraz Barbara Benko. Cały zespół bardzo podniósł w poprzednim sezonie poprzeczkę o czym świadczą świetne wyniki na trasach Pucharu Świata. Wsparte nowym modelem Lectora, niejednokrotnie pokazywały plecy przeciwniczką. Również co najmniej jedna z zawodniczek Ghosta jest moim zdaniem mocnym kandydatem na medal olimpijski.

Warto również wspomnieć o parze, której główną postacią jest zeszłoroczna zawodniczka Kross Racing Team Ariane Luthi. Ma ona olbrzymie doświadczenie w zawodach tego typu i z całą pewnością będzie do imprezy należycie przygotowana. Potrzebowałaby jednak sporo szczęścia, żeby móc konkurować na trasie z powyżej wymienionymi parami.

Faworyci do wygranej – Mężczyźni

Bardzo trudne zadanie stoi przed duetami, które będą chciały pokonać Schurtera z Forsterem. Szwajcarska para zawodników to bardzo mocni fizycznie i technicznie zawodnicy no i triumfatorzy z poprzedniej edycji Cape Epic. Na takich trasach Schurter właśnie pokazuje jak duży ma potencjał. Odcinki, których totalnie nie zna jest w stanie jechać naprawdę bardzo szybko i zazwyczaj unika defektów co świadczy o jego świetnej technice. Forster już w poprzednim sezonie dał sygnał w światowej elicie, że w najbliższych latach trzeba będzie myśleć o nim jak o faworycie do wygrania każdego wyścigu. Niestety kontuzja już na pierwszych zawodach trochę zatrzymała rozpędzoną po triumfie w RPA maszynę. Jednak co się odwlecze…

Jeśli ktoś ma zagrozić Szwajcarom to chyba tylko team Cannondale. Bardzo mocny Avancini i przeżywający w poprzednim roku drugą młodość Fumic mogą namieszać i osobiście trzymam za nich kciuki.

Patrząc na poprzednie sezony Kulhavego jakoś trudno mi uwierzyć, że będzie w stanie nawiązać walkę z czołówka wyścigu. Co prawda duet ma sprawdzony, ponieważ w tym roku po raz kolejny ruszy na trasę z Howardem Grottsem. Poprzedni taki start zakończył się dla nich wygraną a nie było to aż tak dawno, bo zaledwie w 2018 roku.

Czarny koń

Należy wspomnieć jeszcze o jednej bardzo ciekawej parze. Mój nowy ulubieniec Tom Pidcock i doświadczony Florian Vogel. Dla Brytyjczyka to oczywiście podobnie jak dla Rissveds debiut w imprezie. To, że ma moc pokazał niejednokrotnie na trasach CX. Najbardziej jednak zaimponował na imprezie najwyższej rangi – Mistrzostwach Świata, gdzie zdobył srebrny medal. Przy założeniu, że wygrał Van der Poel można powiedzieć, że ten srebrny medal to było prawdziwe zwycięstwo. Chciałbym, żeby Pidcock na stałe zagościł na trasach XC…zwłaszcza w Pucharze Świata. Chłopak ma bardzo duży potencjał i wydaje się przy tym bardzo normalnym człowiekiem z Leeds, który może podczas jednej godziny wyścigu przeżyć pięć kryzysów…ale nadal walczy!

Zdjęcia: Absa Cape Epic

Komentowanie jest wyłączone.