Powrót Terminatora. Czyli co tam w światowym CX

90% wszystkich zawodów CX na najwyższym poziomie jest organizowanych w Belgii. Nic dziwnego, że ten kraj, który zaraz obok Holandii może pochwalić się największymi sukcesami w tej dyscyplinie, oczekuje od swoich zawodników wygranych. Od początku sezonu Belgowie nie mieli na co narzekać, ale zdawali sobie sprawę, że w tych zwycięstwach czegoś brakuje.

Eli pod presją

To dopiero drugi podwójny weekend w kalendarzu CX. Zazwyczaj zawody były rozgrywane w sobotę i niedzielę. Teraz z wiadomych powodów, brakuje startów a jeszcze bardziej rzeszy kibiców, która zawsze tłumnie wspierała zawodników na trasach. Eli Iserbit to ten, który miał pokonać wielkiego Holendra – Mathieu van der Poela. Belg, od początku sezonu prezentuje wyśmienita formę i wygląda na to, że pasuje mu każdy rodzaj trasy. Wsparty grupą mocnych zawodników swojego teamu (Laurens Sweeck, Michael Vanthourenhout), bez większych problemów ogrywali w tym sezonie drugi największy zespół w światowym CX, czyli zespół Telenet Baloinse Lions. Eli nie jest jednak niepokonany i widać, że czasami ma kryzys, który potrafi jednak przezwyciężyć.

Z wyścigu na wyścig coraz lepiej prezentuje się w Telenet Lars van der Haar, który przypomina, że kiedyś był wielki. Wciąż dużo traci na plankach i jako jedyny z Top 10, wciąż ma problemy z tą częścią tras. Najlepszy z Telenet Toon Aerts, walczy zawsze, ale zawsze czegoś brakuje. Wygląda na to że wytrzymałości, ponieważ atakuje zazwyczaj na początku. Problem stanowi utrzymanie tak wysokiego tempa przez godzinę jazdy. Toon uwielbia jednak rywalizację z MVdP i on również był brany pod uwagę w przypadku ew. zwycięstwa nad Holendrem.

Nie bez szans był również Michael Vanthourenhout, który uskrzydlony nie tak dawnym zwycięstwem jeździ coraz szybciej i pewniej. Widać też, że dysponuje odpowiednią mocą!

Sobota – X2O Trofee

Sobotnia trasa w Antwerpii, uważana jest za taką, która jest skrojona właśnie pod Mathieu. Długie piaszczyste sekcje to idealne warunki dla Holendra, żeby pokazać swoją moc i zbudować przewagę nad resztą stawki.

Od startu widać było, że to nie będą kolejne zawody w stylu Pauwels Sauzen – Bingoal VS Toon Aerts. MVdP wprowadził spore zamieszanie w stałym tegorocznym schemacie zawodów i od startu widać było, że nie będzie jechał asekuracyjnie. Przyjechał po zwycięstwo! Iserbit ze zbudowaną od początku sezonu pewnością siebie nie zamierzał jednak czekać co zrobi rywal, atakował oraz starał się jechać na przodzie stawki. Zgodnie z przewidywaniem, długie odcinki po piasku to dominacja Holendra, nie licząc jednego lotu przez kierownicę, który zahamował zbudowaną już kilkunastosekundową przewagę nad drugim wówczas Eli. Belg ewidentnie złapał wtedy drugi oddech i ponownie uwierzył, że ma odpowiednią moc, żeby pokonać Mathieu. Zmęczenie trasą i wciąż wysokie tempo dawało jednak o sobie znać. Gołym okiem było widać, że Holender dysponuje jeszcze lepszą techniką niż Eli, który również jest przecież świetny!

Niespodzianka??

Osobiście nie spodziewałem się i nie stawiałem na wygraną Mathieu. Jednak tak się stało! Powszechnie wiadomo, że MVdP przygotowuje się do przyszłorocznego Tour de France oraz do Olimpiady. Zakładam, że nie jest obecnie w szczycie swojej formy, ale wiem również, że nie przyjechał na zawody w formie treningu. To nie w stylu takich zawodników, którzy uwielbiają CX i uwielbiają wygrywać. Sobota to kolejne upokorzenie Belgów na ich terenie. Pozostało mieć nadzieję, że niedziela będzie ich.

Niedziela – Superprestige

Trasa w Gavere to klasyk CX i trasa, która również dla mnie jest bardziej interesująca względem tego, co widzieliśmy w sobotę. Zmianę stanowią podjazdy, których jest sporo jak na pętle CX a wszystko udekorowane klasycznym przełajowym błotem.

Od startu widać było, że Iserbyt ma w głowie wczorajszą przegraną, ponieważ dla takich jak on, drugie miejsce to nic więcej jak porażka. Brak odpowiedniej koncentracji na starcie i już od początku zawodów przestał się liczyć w czołówce stawki. Bardzo dobrze ruszyli za to: Tom Pidcock oraz Tom Aerts, na którego MVdP działa jak płachta na byka. Aerts samym pojawieniem się Holendra w stawce, wskoczył na zupełnie inny poziom, ale trzeba też przyznać, że trasa z podjazdami to jest to co Aerts lubi.

Król Pidcock

To jednak Pidcock starał się najbardziej napsuć krwi Holendrowi i na pierwszych okrążeniach atakował najwięcej. Widać było, że świetnie radzi sobie zarówno na długim błotnistym podjeździe, jak i krótkich sztywnych hopkach. Holender starał się utrzymywać koło Brytyjczykowi i analizować, gdzie jest mocniejszy i gdzie ew. może urwać młodego Pidcocka. Mniej więcej w połowie dystansu na prowadzenie wyszedł Aerts i wydawało się, że to on z MVdP zaczną odjeżdżać reszcie stawki a przede wszystkim Pidcockowi. Tom jednak jechał swoje. Na kolejnym okrążeniu już prowadził, podkręcał wysokie już tempo i widać było, że dzisiaj nie odpuści.

Wysokie tempo Brytyjczyka w końcu doprowadziło to pomyłki Holendra. Poślizg i utrata rytmu w miejscu, gdzie nie tak łatwo ponownie wejść na wysokie obroty, sprawiły, że Pidcock zaczął budować przewagę. 10, 12 i nawet 15 sekund różnicy można było obserwować na poszczególnych rundach. W przełajach to dużo, ale tyle może kosztować jeden błąd, o który nigdy nie jest trudno przy takim wysiłku. Pidcock jechał jednak perfekcyjnie wygrywając i zapisując się złotymi literami w historii błotnego sportu. Na mecie oczywiście była wielka radość i satysfakcja z pokonania największej osobistości światowego CX. Pidcock w wieku 21 lat przeszedł do historii!

Minutowy skrót z Superprestige znajdziecie poniżej:

Co tam u Pań…?

Od początku sezonu w żeńskiej odmianie przełajów liczy się tylko kilka zawodniczek. Mistrzyni Świata Ceylin del Carmen Alvarado i Lucinda Brand, są zdecydowanie najmocniejsze. Całkiem dobrze, zwłaszcza na początku sezonu prezentowała się Annemarie Worst, ale z wyścigu na wyścig traci coraz więcej i widać, że w tym sezonie jej forma chyba już lepsza nie będzie. W weekend do stawki CX dołączyła Evie Richards, która ma za sobą świetny mini sezon XC, gdzie pokazała swoją moc, zwłaszcza właśnie na krótkim dystansie.

Pechowa Ceylin del Carmen Alvarado

CdCA to chyba najlepsza technicznie zawodniczka w stawce. Jednak ostatnio ma wyjątkowego pecha. Jak nie błąd techniczny, to inne nieszczęścia sprawiły, że już dawno nie wygrała. Widać, że frustracja u niej narasta, choć wciąż stara się uśmiechać i robić dobrą minę do złej gry. Najbardziej brakuje jej zwycięstwa nad Lucindą Brand. To pozwoliłoby jej ponownie uwierzyć w swoją moc. W sobotę CdCA ponownie popisała się sporym pechem. Coś co wydaje się, że nie może się wydarzyć, przytrafiło się właśnie jej. Jadąc w czołowej grupie, pomiędzy kasetę i szprychy wplątał jej się drut co skutkowało biegiem do najbliższej alei serwisowej. Dla mnie osobiście to spora ulga, ale nie dlatego że nie lubię Holenderki. Tego lata miałem taką samą sytuację…i do dziś oglądam zdjęcia potrząsając głową jak to mogło się wydarzyć…

Łączę się w bólu Ceylin….

To zdarzenie sprawiło, że o sobotnią wygraną powalczyły Lucinda Brand oraz trochę niespodziewanie Denise Betsema – zawodniczka, która pokazuje, że nawet mając 5cm podkładek pod kierownica, wciąż można być PRO.

Wyprostowana pozycja na rowerze tym razem pomogła. Betsema zbudowała przewagę, której nie zdołała już odrobić Lucinda, pomimo heroicznej walki do samego końca. To pierwsza wygrana Betsemy…ale jestem pewny, że nie ostatnia. Z zawodów na zawody jeździ coraz lepiej i zyskuje niezbędną pewność siebie.

Bez niespodzianek

Nieco mniej emocji przyniosła niedziela z Superprestige. Pomimo dużej sportowej złości CdCA, to Lucinda Brand wygrała zawody. Nie ma co ukrywać, że jest ona najmocniejszą zawodniczką w stawce, a jeśli gdzieś może przegrać, to na odcinkach technicznych. Takich oczywiście w niedziele nie brakowało, ale przewaga, która zbudowała na tych bardziej siłowych, nie pozwoliła jej stracić na reszcie dystansu. Zwycięska w sobotę Besema tym razem przyjechała na drugiej pozycji, czyli adekwatnej do aktualnego rozkładu sił w kobiecym CX.

I podobnie jak w wyścigu mężczyzn, załączamy minutowy skrót najważniejszych wydarzeń z niedzieli:

Namur

Już w najbliższy weekend klasyk nad klasykami, czyli ściganie w Namur. Kto nie widział ubiegłorocznej rywalizacji to koniecznie powinien nadrobić zaległości. Kto nie oglądał nigdy przełajów, to od tego powinien zacząć swoją przygodę! Belgijski klasyk, to również początek naprawdę ostrego sezonu. Od weekendu będzie co oglądać i będzie to znacznie częściej niż raz w tygodniu. Całe zmagania najlepiej śledzić na Eurosport Playerze, które od tego roku wspólnie z GCM transmitują zawody a całość wspierają rzeczowym komentarzem. W Namur zobaczymy również rywalizację między starymi znajomymi. Co prawda Wout van Aert już zaczął ściganie, ale na rywalizację z MVdP musiał się specjalnie przygotować. My czekamy na rezultaty!

Zdjęcia: Cyclocross24, X2O Trofee, SuperprestigeCX

Komentowanie jest wyłączone.