Puchar Świata CX w Namur

Najbardziej spektakularny wyścig sezonu mamy już za sobą. Jak zwykle nie zawiódł a wręcz przeciwnie, w przypadku rywalizacji mężczyzn, było lepiej niż można było się spodziewać. Już dawno nie widziałem zawodów na tak wysokim poziomie, z tak wyrównaną stawka w czołówce.

Kobiety

W zawodach Elity kobiet emocji było znacznie mniej niż w Elicie mężczyzn, albo wygrana była zbyt wcześnie przesądzona. Już przed startem Lucinda Brand, była uważana za jedyna i niepodważalną faworytkę wyścigu, ale wiadomo…w CX nigdy nic nie jest pewne, do samej mety.

Od startu mocno ruszyła 19-letnia Węgierka Blanka Kata Vas. Można powiedzieć, że trochę w jej stylu. Oczywiście jest to wielki talent CX i ambicji nie można jej odmówić, ale jeszcze kilka sezonów nauki przed nią. Kilka błędów na pierwszych rundach i stawka zaczęła się układać. Wiele problemów sprawiał kobietom stromy, krótki zjazd, zaraz po równie stromym podbiegu. Ten odcinek wymagał dużych umiejętności, ponieważ nie było tam zbyt wiele czasu na wpięcie się w pedały, co na tak stromym odcinku nie jest dobrym rozwiązaniem. Dlatego też widzieliśmy tam sporo wywrotek. Wiele z nich wyglądało naprawdę groźnie!

Moc Clary Honsinger!

Największym zaskoczeniem niedzielnego wyścigu jest postawa Amerykanki: Clary Honsinger. Również bardzo młoda, 23-letnia zawodniczka, jechała w Namur wyścig życia. Bardzo dobra technicznie a przede wszystkim nieprawdopodobnie mocna na stromych podjazdach. To dawało jej na takiej trasie jak w Namur olbrzymią przewagę. Bardzo szybko dogoniła Mistrzynie Świata Ceylin del Carmen Alvarado a straty na technicznych odcinkach nadrabiała właśnie na podjazdach. Ostatecznie Amerykanka ukończyła zawody na drugim miejscu! Wyprzedzając nawet świetną w tym sezonie Betseme.

Ostatecznie zawody wygrała Lucinda Brand. Obecnie jest w niesamowitej formie i trudno komukolwiek jej dorównać. Zawsze zaczyna dość ostrożnie, ale później nie pozostawia rywalkom złudzeń. Zapowiada się, że w Elicie kobiet w tym sezonie walka będzie tylko o niższe miejsca na podium.

Mężczyźni

Na zawody w Namur zjechali wszyscy wielcy tej dyscypliny. Znowu rywalizacja między Van der Poelem a Van Aertem. Do tego Tom Pidcock, czyli ostatni pogromca MVdP, lider Pucharu Świata: Vanthouenhout, Ton Aerts, który w ubiegłym roku walczył jak lew, no i Mistrz Europy Iserbyt. To musiało gwarantowac rywalizację na olbrzymim poziomie!

Już na starcie, ze stawki wypadł jeden z faworytów i zawodnik, na którego trochę osobiście liczyłem: Eli Iserbyt. Tak dużej mocy jaką zaproponował na starcie, nie wytrzymał napęd w jego rowerze, choć tak do końca nie wiem co się stało, ponieważ łańcuch wyglądał na cały. Uszkodzenie było jednak tak duże, że nie pozwoliło nawet Belgowi na dotoczenie się do alei serwisowej. Długi odcinek musiał pokonać z rowerem na ramieniu. Olbrzymia strata i wielkie uznanie za to, że ukończył zawody i to na 31 miejscu!

Stawka najmocniejszych tej niedzieli szybko się wykrystalizowała. Pidcock, Van Aert, Van der Poel i Vanthouenhout. Z tej czołówki najlepiej wyglądał Brytyjczyk. Imponował spokojem na najbardziej charakterystycznym dla Namur zjeździe po trawersie. Dawał prawdziwy pokaz siły na podjazdach i był w stanie pokonać nawet te, które reszta stawki wolała pokonać pieszo. Kolejne ataki pozwoliły na zbudowanie niewielkiej przewagi, ale odrobić 10 sekund przy takim zmęczeniu i jeździe na takiej granicy wytrzymałości, to niezwykle trudna sztuka.

Decydujące starcie

Najwcześniej czołówkę opuścił Vanthouenhout. Lider klasyfikacji i triumfator poprzedniej rundy Pucharu Świata, wyraźnie nie wytrzymał tak dużego tempa jakie zaczęli nadawać Belg z Holendrem. Wielcy rywale wiedzieli, że nie mogą pozwolić Pidcockowi na zbudowanie większej przewagi. Najwięcej pracował Van Aert. W pewnym momencie wydawało się, że nawet będzie w stanie zostawić MVdP i samotnie dołączy do Brytyjczyka. Mathiew to jednak wielki mistrz i wytrzymał. Wytrzymał a dodatkowo był w stanie wygenerować największa moc na ostatnich podjazdach i wygrać całe zawody. Podobnie jak w poprzednim roku zwycięstwo kosztowało go kupę zdrowia, ale takie zwycięstwa chyba wszystkich uskrzydlają.

Ostatecznie na drugiej pozycji przyjechał Wout Van Aert, który w wywiadach stwierdził, że chyba za mocno skoncentrował się na doścignięciu Pidcocka a nie na wygranej. Widać jednak, że jest w doskonałej formie i zdziwiłbym się jakby w tym sezonie nie wygrał żadnych zawodów.

Niedzielna rywalizacja ewidentnie podkręciła Belga i Holendra. Już zapowiedzieli swoją obecność na trasie kolejnego Pucharu Świata w Dendermonde 27.XII. Zapowiada się kolejna wielka bitwa!

Pojawiły się już plotki, dlaczego to właśnie MVdP wygrał zawody…

Zdjęcia UCI.ch

Komentowanie jest wyłączone.