Puchar Świata MTB. Leogang

Jesteśmy już na półmetku pucharowych zmagań najlepszych górali na tej planecie. Miejsce do ścigania wyjątkowe, ponieważ Leogang w ubiegłym mini sezonie, był areną zmagań podczas Mistrzostw Świata XC. Dla zawodników, którzy świetnie sobie poradzili rok temu, był to równocześnie dobry bodziec – w końcu wracają na trasę kojarzoną z sukcesami.

Trasa

Nie jestem zbyt wielkim fanem austriackiej trasy. Długie podjazdy bez większego stopnia skomplikowania, generalnie pełna moc, niemal jak na szosie. Do tego miejscami zjazdy są na tyle strome, że zawodnicy szybko tracą wysokość…i znowu długi podjazd! Są oczywiście miejsca bardziej atrakcyjne, jak choćby sekcja po korzeniach, ale ta część mniej atrakcyjna wypełnia zdecydowanie zbyt duży procent. W zeszłym roku było trochę inaczej. Sporo opadów i w konsekwencji błota zagwarantowały, że było atrakcyjnie. W tym roku jeśli ktoś tylko przejechał trasę kilkakrotnie, to już niewiele mogło go zaskoczyć podczas zawodów.

O trasie…i nie tylko – team KMC Orbea.

Nieobecni

Dwaj najmocniejsi zawodnicy ostatniej edycji Pucharu Świata, czyli: Mathieu Van der Poel oraz najlepszy w Novym Mescie: Tom Pidcock nie pojawili się na starcie zawodów w Leogang. Holender już wcześniej miał zaplanowane szosowe ściganie w Tour de Swiss, a Brytyjczyk nie do końca planowaną kontuzję. Do tego mocnego grona dołączył również Henrique Avancini, który nie jest zadowolony ze swojej obecnej dyspozycji. Postanowił wykonać ze sztabem szkoleniowy lekki reset i postarać się wrócić do takiej formy jaką prezentował w ubiegłych dwóch sezonach. Wiadomo, że najlepszym treningiem są zawody, ale miejmy nadzieję, że swoimi sposobami Brazylijczyk również osiągnie dobrą formę na najważniejsze zawody, które jeszcze nas czekają w tym sezonie.

Do grona nieobecnych należy dopisać jeszcze Katey Courtney. Amerykanka podobnie jak Pidcock leczy złamanie jakiego nabawiła się podczas zawodów w Czechach.

Walka o pozycję

Jak zwykle piątkowe XCC zainaugurowały pucharowy weekend. Dwadzieścia minut jazdy w morderczym tempie z podjazdem po trawie w tle. Wśród kobiet, kolejny pokaz siły ze strony Loany Lecomte. Dziewczyna faktycznie ma moc pod nogą i bez większego problemu rozprawia się ze swoimi rywalkami a zazwyczaj czyni to na podjazdach. Problem dla innych stanowi fakt, że Lecomte na zjazdach też zła nie jest! Poza Francuzką większość zawodniczek mając w perspektywie długie niedzielne podjazdy postawiła na rower sztywny.

W XCC mężczyzn już w piątek byliśmy świadkami pierwszych dramatów. Jeden z faworytów do triumfu zarówno w XCC jak i niedzielnym XCO – Nino Schurter, po problemach z wpięciem się w pedały na starcie, spadł na koniec 40-osobowej stawki. Przy tak wyrównanym poziomie podczas 20 minutowego szybkiego ścigania podobna strata oznacza koniec marzeń o korzystny wynik. Szwajcar szybko zdał sobie z tego sprawę i starał się jechać spokojnie. Długo zapowiadało się również na olbrzymi sukces Bartka Wawaka. Jeszcze dwa okrążenia przed końcem utrzymywał się w ścisłej czołówce z realnymi szansami nawet na czwarte miejsce! Co się stało później to już inna historia. Ostatecznie ukończył XCC na 18 miejscu – też nieźle, ale niedosyt pozostał. Świetnie za to zaprezentował się drugi zawodnik teamu Krossa: Ondej Cink. Na mecie przegrał jedynie z niebywale mocnym na podjazdach Mathiasem Fluckigerem. Na niedzielę zapowiadało się ostre ściganie!

Kobiety

Wygląda na to, że zawody kobiet w tym sezonie będą chyba najnudniejsze w historii Pucharu Świata. Łatwość z jaką Loana Lecomte odjeżdża rywalkom jest co najmniej zadziwiająca i wygląda jakby cała reszta stawki zapomniała ćwiczyć w przerwie między sezonami. Francuzka jest w stanie odjechać w każdym miejscu trasy i jeśli tylko zechce to zrobić to nikt nie ma do niej startu. Zazwyczaj rywalizacja kobiet była jedna wielką niewiadomą. Wiele zależało od dobrego dnia, dobrego humoru itp. Obecnie to ten sam schemat – odjazd, dwie minuty przewagi, kontrola i łatwa wygrana.

Trek znowu mocny

Największą nadzieją są dla mnie dobre wyniki zawodniczek Treka. Jolanda Neff wygląda już niemal jak za starych dobrych czasów. Oczywiście wciąż nie dysponuje dużą mocą na podjazdach, co jak zwykle nadrabia wysoką kadencją. Na zjazdach jak zwykle pełne wariactwo, które niestety tym razem nie skończyło się dla niej najlepiej. Złamane dwie kości w lewej ręce i prawdopodobnie utrata drugiego miejsca na mecie. Tak czy inaczej fakt, że Jolanda dojechała do mety powinien zawstydzić niejednego piłkarza.

Coraz lepiej wygląda również jej teamowa koleżanka, młoda Evie Richards. Widać, że dysponuje coraz większą świeżością a co do mocy jaka jest w stanie wygenerować dowiedzieliśmy się już nie raz.

Na słowa uznania zasługują również zawodniczki z niższych pozycji na podium. Druga w Leogang Jenny Rissveds, która cały dystans jechała bardzo mocno i równo, ale na ostatnim okrążeniu była w stanie jeszcze podkręcić tempo na tyle, żeby ukończyć zawody tak wysoko. Trzecia na mecie młoda Austriaczka Laura Stigger już podczas piątkowego XCC starała się pokazać z jak najlepszej strony na swojej ziemi. W weekend udowodniła, że obok Lecomte oraz Haley Batten jest jedną z najlepszych zawodniczek młodego pokolenia.

Podsumownie wg RedBullTv.

Mężczyźni

Pod nieobecność Pidcocka i Van der Poela zapowiadała się naprawdę mocna jazda z wieloma wariantami na mecie. Szybko się okazało kto ma największy apetyt na wygraną. Nie od dziś wiadomo, że Ondrej Cink jest doskonały na podjazdach. To właśnie on przez pierwsze rundy nadawał mordercze tempo, które niewielu było w stanie utrzymać. Nie gorzej prezentowali się Mathias Flueckiger, Anton Cooper oraz najlepszy w tym sezonie w zespole Cannondale – Alan Hatherly. Niestety problemy techniczne sprawiły, że przestał liczyć się w stawce zawodników, którzy powalczą o wygraną.

Gdzieś daleko z tyłu walczył Nino Schurter, który przez słaby start w piątkowym wyścigu, musiał zaczynać rywalizacje z czwartej linii startowej. Bez wątpienia najmocniejsi na długich podjazdach byli: Cink oraz Flueckiger. To oni rozpędzili się do prędkości, o której inni tylko mogli pomarzyć. Ambitnie o możliwość walki do końca o wygraną starał się Cooper, który ten sezon ma naprawdę dobry i widać, że może on wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. Szachy trwały do ostatniej rundy, na której Szwajcar zamęczył Cinka i to on sięgnął po wygraną, zaliczając jednocześnie perfekcyjny weekend. Wygrana dała mu również białą koszulkę lidera Pucharu Świata.

Ambitnie i dobrze

Na duże słowa uznania zasługuje kolejny świetny występ młodego Rumuna – Vlada Dascalu (5). 24-latek jeździ coraz lepiej i pewniej, wygląda, że już w tym sezonie może włączyć się o walkę o coś więcej niż tylko pierwsza dziesiątka. Pomimo kiepskiego startu wysoko zawody ukończyli: Maxime Marotte oraz zamykający pierwszą 10 – Nino. Przypomniał o sobie również Simon Andressen – jedna z rewelacji poprzedniego sezonu XC.

Wyniki: https://www.uci.org/mountain-bike/results

Kolejne zawody Pucharu Świata to słynne francuskie Les Gets. Wśród kobiet mam bitą faworytkę. Jeśli chodzi o rywalizację mężczyzn to z zawodów na zawody jest coraz bardziej ciekawie. To miłe po wielu sezonach dominacji kilku zawodników. Niespodzianki to to, co uwielbiamy w sporcie i mam nadzieję, że za dwa tygodnie również będziemy świadkami kilku kolejnych.

Komentowanie jest wyłączone.