Puchar Świata MTB. Lenzerheide

Koniec z czajeniem się, udawaniem i ciągłym budowaniem formy. Najważniejsze zawody w tym sezonie mamy już za sobą więc do rywalizacji w szwajcarskim Lenzerheide zawodnicy przystąpili ze świeżą głową i bez większej napinki. Okazję do zaprezentowania się przed swoją publicznością w nowych, tęczowych strojach mieli Sina Frei oraz Nino Schurter a wszystko niemal jak zwykle, przy rzeszy spragnionej rywalizacji kibiców.

XCC

Piątkowy wyścig krótki jak zwykle miał zadecydować o linii startowej w wyścigu głównym. Niektórzy mieli jednak inne cele. Chcieli przede wszystkim potwierdzić swoją formę z Mistrzostw Świata lub też udowodnić, że to jednak im należą się największe zaszczyty.

W pierwszej grupie na pewno była Sina Frei, czyli aktualna Mistrzyni Świata XCC. Jechała ambitnie i widać, że się starała. Jednak nie ona była główną aktorką piątkowego widowiska. Najbardziej zaangażowane od startu były Richards, Rissveds, Tauber oraz Lecomte. Dopiero w drugiej fazie wyścigu do tego grona dołączyła ambitnie jadąca Neff, dla której rywalizacji XCC nie jest tą najbardziej pasującą pod jej charakterystykę jazdy. Im bliżej końca wyścigu, tym mniejsza była prowadząca grupa, w której zostały jak zwykle te najmocniejsze. Technika tutaj nie ma większego znaczenia, stąd kłopoty i odpadnięcie z walki o wygraną Jolandy Neff. Na ostatnim, decydującym podjeździe pierwsza zaatakowała Richards, ale tym razem Rissveds potrafiła odpowiedzieć na ten atak i wygrać piątkową rywalizację.

Wśród mężczyzn mieliśmy do czynienia z drugą grupą zawodników, czyli tych chcących coś udowodnić. Najbardziej zaangażowani w wygraną byli Flueckiger oraz bardzo smutny po zdobyciu srebra Mistrzostw Świata – Avancini.  Pętla piątkowych zawodów w Lenzerheide nie była na tyle selektywna, żeby można było na niej zbudować dużą przewagę, dlatego też spora grupa zawodników również długo utrzymywała tempo czołowej grupy. Najwięcej akcji ofensywnych przeprowadził Flueckinger a Avancini jak zwykle starał się wszystko kontrolować pewny swego w przypadku finiszu. Ostatecznie Brazylijczyk odpowiedział na mocny atak Szwajcara i zbudował niewielką przewagę, która wystarczyła mu do wygranej. Ilość mocji uwolnionych na mecie nie dało się zmierzyć. Avancini po raz kolejny królem XCC!

XC Kobiety

Największą niewiadomą przed startem niedzielnego wyścigu kobiet, była forma liderki Pucharu Świata Loany Lecomte. Francuska opuściła Olimpiadę oraz Mistrzostwa Świata. Do Szwajcarii wróciła już z mniejszą presją oraz dużą przewagą w klasyfikacji generalnej. Dodatkowo sporą sensację sprawiła druga w klasyfikacji generalnej Pauline Ferrand Prevot, która po nieudanym piątkowym wyścigu, postanowiła zrezygnować z pozostałych startów w tym roku. Trasa ewidentnie promowała silne zawodniczki, ponieważ pętla pozbawiona była długich podjazdów, a te które były, wymagały przede wszystkim jak największej siły.

Od startu mocno i w swoim stylu ruszyła Lecomte. Na szybkie budowanie przewagi nie pozwoliła jej tylko zwyciężczyni piątkowej rywalizacji – Rissveds. Do prowadzącej grupy szybko dołączyły inne zawodniczki: Richards oraz Frei. Wygląda na to, że taktyka na pokonanie Lecomte została w końcu opracowana. Rywalki za wszelką cenę nie pozwalały młodej Francuzce na prowadzenie, co wywierało na niej presję a w konsekwencji prowadziło do wielu błędów.

Po słabym początku do prowadzącej czwórki dołączyła również bardzo mocna i równo jeżdżąca w tym sezonie Rebecca Mcconnell. To ona również okazała się najmocniejsza w pogoni za mocno atakującej w końcówce Evie Richards. Długo utrzymywała kontakt z Brytyjką wywierając na niej największą presję. Richards była jednak bardzo konsekwentna i ze wszystkich sił chciała potwierdzić swoją wielką formę z Mistrzostw Świata. Wygrana w Lenzerheide jest dla niej jednocześnie pierwszym triumfem w Pucharze Świata.

O sporym pechu może mówić Sina Frei, która trzecie miejsce straciła na ostatnich metrach ostatniej rundy. Mocno jadąca Szwajcarka wypracowaną przewagę nad Rissveds straciła na wymianę tylnego koła w ostatnim z możliwych pitstopów.

Czwarta na mecie Loana Lecomte zapewniła sobie jednocześnie triumf w tegorocznej rywalizacji Pucharu Świata. Trzeba przyznać, że w tym sezonie była bezkonkurencyjna, ale przyszły może już nie być tak łatwy jak ten, co widać już po sposobie jazdy oraz taktyce jej rywalek w niedzielnym wyścigu.

XC Mężczyźni

Niedzielny wyścig mężczyzn zapowiadany był jako wielka walka pomiędzy Flueckigerem a Schurterem. Nie dziwne, że tak zapowiadająca się walka między dwoma Szwajcarami przyciągnęła do Lenzerheide tłumy kibiców.

Od początku mocno atakował Schurter, który próbował zbudować przewagę nad rywalami nawet w strefie bufetu. Działo się sporo i to już na pierwszym okrążeniu a tempo było olbrzymie. Najmocniejsi nie odpuszczali a w czołowej grupie od startu poza Szwajcarami znajdowali się jeszcze: Avancini, Koretzky, Hatherly oraz Titouan Carod. Mocne ataki najmocniejszych szybko zweryfikowały formę pozostałych zawodników i w walce o zwycięstwo pozostali Szwajcarzy oraz Koretzky. Francuz pogodził wszystkich atakując najmocniej na ostatniej rundzie a tak mocnego tempa nie był w stanie utrzymać żaden z konkurentów. Po raz kolejny Schurter ograł Flueckigera i po raz kolejny zrobił to na niemal ostatnim zakręcie. Takiego ataku Mathias się nie spodziewał i zupełnie podcięło mu to skrzydła.

Wawak Wielki

Sporo działo się również za plecami walczącej o triumf czołówki. Dla nas najbardziej istotna była jazda Bartka Wawaka, który uzyskał swój najlepszy wynik w Pucharze Świata. Świetnie jechał przez całe zawody i ukończył rywalizację na siódmym miejscu! Od startu zajmował wysoką lokatę, unikał problemów i praktycznie cały wyścig jego strata do czołówki oscylowała w granicy kilkunastu sekund. Dopiero mordercze ataki w czołowej grupie zwiększyły ostatecznie przewagę do 52 sekund. Możliwe, że za tak dobrym występem stoi również mocna, ale równa jazda Bartka. Widać przez cały sezon, głównie w wyścigach XCC, że jest on w dobrej formie, ale chyba nie jest w stanie jeszcze walczyć tak wielkimi zrywami jak robią to najwięksi rywale. W Lenzerheide jechał równo i to się opłaciło. Ostatecznie ukończył zawody wyżej niż jego klubowy kolega Ondrej Cink!

Warto jeszcze po raz kolejny wspomnieć o wracającym do wielkiej dyspozycji Samuelu Gaze. W niedzielę spisywał się świetnie na szwajcarskiej rundzie i błyskawicznie zmniejszał różnicę jaka dzieliła go do pierwszej dziesiątki. Ostatecznie ukończył rywalizację na 11 miejscu, ale do 8 Cinka stracił raptem dwie sekundy! Jeszcze nie skończył się sezon 2021 a już nie mogę doczekać się co przy takim układzie sił będzie się działo w 2022.

Komentowanie jest wyłączone.