Dare to Be Krynica Zdrój. Relacja

W tym roku Krynica Zdrój miała zaszczyt gościć zawodników na finale kolejnej edycji maratonów Dare to Be. Ostatnia runda jednocześnie idealnie wpisuje się w tytuł imprezy, ponieważ odwaga, waleczność oraz odrobina wariactwa, były cechami pożądanymi w ten weekend. Zawody w Krynicy to również kolejne podejście do dwudniowego ścigania z tym, że tym razem pierwszy dzień był zarezerwowany pod uphill.

Uphill

Dwudniowe ściganie w Krynicy-Zdrój rozpoczęliśmy od uphillu na Jaworzynę (1114 m n.p.m.). Pogoda jak dla mnie była idealna do tego typu konkurencji, 13 stopni i przebłyski słońca. Punktualnie o 12.00 wyruszyliśmy ze startu wspólnego z krynickiego deptaku. Pierwszy kilometr to delikatnie wznoszący się asfalt, który przejeżdżamy za radiowozem. Stawka powoli już się układa. Asfalt przechodzi w szuter i przez kolejne dwa kilometry zdobywamy wysokość a pomiędzy zawodnikami zaczynają robić się większe odstępy. Na trzecim kilometrze dla odmiany jest zjazd, na który tracimy wypracowane wcześniej 100 metrów pionu. W zasadzie to jedyny techniczny odcinek tego dnia, świetne urozmaicenie oraz miejsce na złapanie głębszego oddechu. Kolejne kilometry to już typowo szutrowe odcinki o wzniosie ok 6%, więc do podjechania dla każdego. Na mecie pojawiam się piąty, po nieco ponad dziewięciu kilometrach. Tym razem nie pomyliłem trasy, ale spodziewałem się jedenastu kilometrów. Trudno – nadwyżkę mocy wykorzystam następnego dnia!

Najszybciej na szczycie Jaworzyny był…a jakże – Tomek Niedźwiecki, któremu do pokonania dystansu wystarczyło niecałe 39 minut (38:48). 29 sekund za nim dojeżdża Mateusz Dziurzyński a podium zamyka Mateusz Hałajko (44 sekundy za Tomkiem).

Niedzielne dożynki

Niedziela, godzina 8 rano, końcówka lata. Wyglądam przez okno – pada deszcz, a temperatura to zaledwie 4oC. Wyglądam jeszcze raz… Niestety prognoza pogody tym razem się sprawdziła. Tak wyglądał poranek przed wyścigiem głównym D2B Maraton MTB w Krynicy Zdroju.

Szybki telefon do Michała w poszukiwaniu sojuszników, żeby jednak zostać w domu, ale nic z tego. Decyzja mogła być tylko jedna – Jedziemy!

Pomimo bardzo niesprzyjającej aury na starcie maratonu zameldowało się ponad 80-ciu wielbicieli kolarstwa górskiego. Biorąc pod uwagę moje poranne nastawienie do jazdy w takie dni, jest mi trochę wstyd, że w ogóle się nad tym zastanawiałem.

O godzinie 11, w centrum Krynicy obok Domu Zdrojowego, zawodnicy rozpoczęli rywalizację na dwóch dystansach. Quarter – 24km i 800 m przewyższenia oraz Half – 48 km i 1800 m przewyższenia. Tym razem ze względów bezpieczeństwa, nikt nie odważył się na świadomą jazdę w takich warunkach, dłużej niż trzy godziny.

Start

Początek to 1-kilometrowy płaski asfaltowy odcinek dojazdowy ulicami Krynicy przechodzący w stromy podjazd, który mocno rozciągnął stawkę i rozpoczął właściwą rywalizację. Bardzo wysokie tempo wytrzymali tylko nieliczni. Start wyścigu poprowadzony był odpornym nawet na największe opady terenem. Nic nie zwiastowało błotnej kąpieli jaką każdy doświadczy później na trasie.

Padający deszcz oraz niska temperatura bardzo utrudniały wspinaczkę na beskidzkie szczyty górskie, a przejechanie każdego kilometra wymagało od zawodników większego niż zwykle wysiłku. Do trudów związanych z samym podjazdem dochodziły te nawierzchniowe. Miejscami jazda nawet pomimo niewielkiego nachylenia wymagała najwyższej mocy oraz dobrych umiejętności utrzymywania równowagi. Równowaga tego dnia była bardzo ważna, ponieważ jazda w takim błocie i tak była dużo lżejsza niż ew. prowadzenie roweru w błocie po kostki.

Strome, kamieniste i najeżone korzeniami zjazdy, przy panujących warunkach, stawały się śliskie i bardzo niebezpieczne. Już pierwsze stosunkowo proste zjazdy szybko zweryfikowały, że tego dnia hamowanie trzeba zaplanować z większym wyprzedzeniem, a pełna koncentracja była koniecznością, żeby utrzymać się w siodle.

Hipotermia

Największą trudnością trasy i tak była temperatura w połączeniu z butami, które już po pięciu kilometrach były kompletnie mokre. Całe ciepło, które udało się nagromadzić na podjazdach, traciliśmy w błyskawicznym tempie podczas jazdy w dół, a z każdym kolejnym kilometrem było tylko gorzej.

Na deser można było trochę poszaleć zjeżdżając z Góry Parkowej, po czysto rowerowej trasie z kapitalnie wyprofilowanymi zakrętami. Bliskość mety rozgrzewała odrobinę zamarznięte kończyny, a poczucie satysfakcji z pokonania niezwykle trudnej trasy było ogromne.

Organizacja wyścigu była na najwyższym poziomie. Trasa była świetnie oznaczona, a bufety zlokalizowane w bardzo dogodnych miejscach. Tłoku też przy nich nie było, ponieważ chętnych na stopa tego dnia nie było zbyt wielu. Jedyny minus to oczywiście brak myjek, zwłaszcza przy takich warunkach pogodowych. Pod tym względem wolę startować z mniej medialnych miejscowości. Beskid Sądecki to idealne miejsce do organizowania na jego terenie wyścigów kolarskich. Wielki plus za zawody dla dzieci, w których debiutowała moja córeczka Hania.

Był to mój pierwszy start w serii Dare to Be Maraton MTB, ale z pewnością nie ostatni. Oczywiście wolałbym debiut w bardziej sprzyjających warunkach, ale na pewno nie żałuje startu. Wyścig w Krynicy Zdrój był esencją kolarstwa górskiego. Strome i długie podjazdy oraz wymagające techniki zjazdy dawały olbrzymią satysfakcję w każdej chwili wyścigu.

Trasę maratonu na dystansie Quarter wśród kobiet najszybciej pokonała Katarzyna Kowalska-Pac, a wśród mężczyzn Aleksander Dziurżyński. Natomiast na dystansie Half triumfowali Marianna Wyszyńska-Tyniec i Piotr Sajdak.

Zdjęcia: Dare to Be

Relacja z uphillu: Maciek Głowacki

Komentowanie jest wyłączone.