Światowe CX przed szczytem sezonu

Listopad był bardzo intensywny i emocjonujący na trasach światowego CX. Dużo się działo, ale porządek panujący na szczycie nie został specjalnie zachwiany. Wydaje się, że są to ostatnie tak „spokojne” wyścigi, ponieważ na grudzień swoje powroty zapowiedzieli najbardziej medialni tego sportu.

Tabor kobiety

Trasa w Tabor jest bardzo szybką rundą, na której nie ma zbyt wielu miejsc do zrobienia przewagi nad przeciwnikami, zwłaszcza jeśli rywalizacja odbywa się na suchym torze, a taka właśnie była pogoda podczas 6 rundy Pucharu Świata CX.

Walka wśród kobiet trwała na pełnym dystansie i tak naprawdę dopiero ostatnia runda pokonana na największym zmęczeniu oraz w największym gazie, przyniosła pewne przetasowania. Miejscem, gdzie można było wygenerować niewielką przewagę były sztuczne przeszkody, ustawione na początku podjazdu. Niewiele jest kobiet radzących sobie z takimi trudnościami bez schodzenia z roweru, ale jest Puky Pieterse. Młoda gwiazda Alpacin-Fenix w tym elemencie trasy upatrywała możliwości do osiągnięcia swojego najlepszego wyniku w pucharowej rywalizacji.

Najlepszy wynik udało się osiągnąć, ponieważ po mocnym finiszu ukończyła rywalizację na drugim miejscu. Z całą pewnością myślała nad zgarnięciem „pełnej puli”, ale Lucinda Brand potrafi na ten moment wygenerować nieco więcej mocy.

Na trzecim miejscu po walce na ostatniej prostej dojechała Annemarie Worst, która ostatnią rundę pojechała w mistrzowskim stylu. Widać, że tego typu szybkie trasy bardzo jej pasują. Na dużo więcej z całą pewnością liczyła Denise Betsema oraz Blanka Kata Vas. Długo jechały w czołowej grupie, ale tempo ostatniej rundy, było dla nich tego dnia trochę za mocne.

Koksijde kobiety

Po zawodach w Czechach, zwyżkę formy potwierdziła Annemarie Worst. Holenderka najszybciej pokonała trasę w Koksijde, która wymaga dobrej równowagi i szybkich nóg. Wiele piaszczystych sekcji, sporo błota oraz kilka stromych podbiegów. Było gdzie zrobić przewagę a mało kto przed startem stawiał Worst wśród głównych faworytów. Dobrze w takich warunkach zazwyczaj radzi sobie Betsema i tutaj również była mocna. Ukończyła rywalizację na drugim miejscu wyprzedzając najmocniejszą w tym sezonie Brand.

Urlop wzięła sobie Blanka Kata Vas. Dla młodych zawodniczek tak duże obciążenia, co najmniej dwa razy w tygodniu to duże wyzwanie. Takiej teorii zaprzeczają najzdolniejsze dziewiętnastolatki: Van Anroij, Van Empel i Pucky Pieterse. W Koksijde zmieściły się w top 7!

Besancon kobiety

Rywalizacja kobiet, to tak naprawdę jedyna szansa pokazania się na czołowych lokatach zawodnikom z tego kraju. Nic więc dziwnego, że od startu mocno przycisnęły siostry Clauzel. Później oczywiście wszystko wróciło do normy, tym bardziej że na prowadzenie wyszła Lucinda Brand. Od tego momentu zaczęła ona budować swoją przewagę na trudnej technicznie trasie. Jedynie Denise Betsema starała się utrzymać kontakt z rywalką, ale szybko zdała sobie sprawę, że w takich warunkach trzeba jechać swoim mocnym tempem.

Przewaga Brand urosła do ponad 40 sekund, ale nawet po niej widać było trudy długiej 10 minutowej rundy. Najlepiej siły rozłożyła Maghaline Rochette. Kanadyjka rzadko walczy o czołowe lokaty, ale tego dnia miała ochotę nawet na wygraną. Systematycznie zbliżała się do Brand, wywierając presję na liderce Pucharu Świata. Ostatecznie zajęła drugie miejsce, co i tak jest dla niej świetnym wynikiem.

Trochę więcej spodziewałem się po Clarze Honsinger, która w błotnistym, trudnym terenie potrafi się dobrze odnaleźć. W Besancon straciła sporo w pierwszej fazie wyścigu, co trudno było później nadrobić. Siódme miejsce dla Amerykanki również nie jest złym wynikiem.

Tabor mężczyźni

Scenariusz wyścigu mężczyzn, wyglądam podobnie do tego co widzieliśmy w rywalizacji kobiet. Tutaj również duża grupa walczyła do końca o wygraną. O to, żeby grupa była jak najmniejsza zadbał Lars Van der Har, który już na drugim okrążeniu mocno przewietrzył stawkę, a na czołowych pozycjach zostali faktycznie najlepsi.

Tutaj również najwięcej dzieło się na ostatniej rundzie i znowu dzięki aktualnemu Mistrzowi Europy. Podobnie jak w wyścigu kobiet okazało się, że pokonanie pieszo sztucznych przeszkód nie spisuje zawodnika na porażkę. Lars jako jeden z nielicznych nie przeskakiwał przez przeszkody a mimo to, to on był pierwszy na mecie.

Wygrane Larsa ogląda się z dużą przyjemnością, ponieważ widać, że aktualnie jazda przełajowa sprawia mu olbrzymią frajdę. To jego pierwsza wygrana w Pucharze Świata od blisko pięciu lat. Takie powroty nie zdarzają się zbyt często, ale widać, że w tym sezonie trafił z formą.

Na trzecim miejscu rywalizację ukończył Quinten Hermans, którego przed zawodami obstawiałem jako głównego kandydata do zwycięstwa. Tym razem również nie obyło się bez problemu do czego ostatnio Hermans przyzwyczaił. Tym razem nie była to wywrotka, ale defekt przedniego koła, który ostatecznie i tak nie decydował o zwycięstwie. Tego dnia najszybsi byli ci najniżsi, ponieważ na drugim miejscu dotarł również bardzo mocny tego dnia Eli Iserbyt.

Z bardzo dobrej strony zaprezentował się Marek Konwa – 20 na mecie. 

Koksijde mężczyźni

W Koksijde wszystko wróciło już do normy. Na piaszczystej trasie olbrzymią chęć na wygraną w Pucharze Świata miał Toon Aerts. Toon dobrze sobie radzi na trasach o podobnym profilu i tutaj również na pierwszych pięciu okrążeniach nie raz zaprezentował swoją moc oraz świetne opanowanie roweru. Wśród goniących był m.in. Iserbyt, który przez większość wyścigu skutecznie odpierał ataki starszego Belga. Ostatecznie Eli pokonał rywali właśnie w miejscu, w którym wydawało się, że najwięcej może stracić. Perfekcyjnie pokonany w decydującym momencie wyścigu piaszczysty podjazd, wygenerował wystarczającą przewagę do wygrania pucharowych zawodów.

Najmocniej wyglądający tego dnia Aerts, ostatecznie dał się jeszcze ograć na finiszu przez kolegę z zespołu Iserbyta – Laurensa Sweecka.

Besancon mężczyźni

Aerts szybko wziął rewanż za niepowodzenie w Koksijde. Poprzedzające niedzielne zawody Pucharu Świata, wygrał z dużą przewagą nad Iserbytem i do rywalizacji we Francji startował w roli faworyta, tym bardziej że warunki na trasie zapowiadały się dość podobne do tych z Kortrijk.

Besancon przywitało zawodników mocno przełajową pogodą. Zimno, mokro i błotniście – idealne warunki do hartowania charakteru. Od startu walka rozgrywała się między dwoma głównymi faworytami. Aerts chciał potwierdzić formę z sobotnich zawodów w Kortrijk, a Iserbyt nie ma w naturze odpuszczać. Miejsc na popełnienie błędów było wiele i prawdopodobnie na trasie nie było zawodnika, który przejechałby trasę bez problemów.

Niedzielna rywalizacja między Aerstem a Iserbytem była solą francuskich zawodów. Toon przeprowadził wiele ataków sprawdzających, gdzie może zbudować przewagę w decydującej fazie wyścigu. Nie jest tajemnicą, że Iserbyt nie najlepiej znosi niskie temperatury i tutaj również dało to o sobie znać. Na dwa okrążenia przed końcem Aerts jeszcze mocniej depnął w pedały, po których Eli był na granicy swoich możliwości. Walczył, ale dystans między rywalami zaczynał się powiększać.

Do upadłego

Niemal pewny wygranej Aerts popełnił jednak błąd na błotnistym trawersie, który dał Iserbytowi drugie życie. Role w pogoni się odwróciły i widać było również, że Aerts zaczyna przegrywać ten wyścig w głowie. Miał on jeszcze jedną szanse na dogonienie rywala, który popełnił również duży błąd, ale strata do odrobienia okazała się zbyt duża.

Wygrana po tak zaciętej walce w ekstremalnie niesprzyjających warunkach buduje podwójnie. Porażka z całą pewnością boli również mocniej. Ze strony widza, były to jedne z lepszych w tym sezonie zawodów w męskim peletonie.

Trzeci na metę dojechał aktualny Mistrz Świata U23 Pim Ronhaar. Dla dwudziestolatka to olbrzymi sukces i oczywiście najlepszy wynik w elicie. Klasę młodego mistrza docenił nawet zapewne ekstremalnie zmęczony Aerts, który zaczekał na mecie dopingując i doceniając świetną jazdę Pima.

Będzie się działo…oby

Grudzień zapowiada się jak zwykle bardzo ciekawie. Swoje powroty na trasy przełajowe zapowiedzieli najwięksi i najbardziej medialni tego sportu: Mathieu Van der Poel, Wout Van Aert oraz Tom Pidcock. Wouta można było już zobaczyć podczas zawodów w Kortrijk, ale na razie tylko w roli widza.

Wszystkie zawody, w których wystąpi choć jeden z wymienionej trójki, będą dla widzów nie lada gratką. Obawę stanowią wracające obostrzenia. Już wiadomo, że następna edycja Pucharu Świata została odwołana i mam nadzieję, że to ostatnia ze złych informacji.

Komentowanie jest wyłączone.