Almuñécar – Hiszpański Czar

Ferie w lutym na rowerze w moim przypadku wchodzą do kanonu aktywności/przyjemności. W lutym 2020 r. pierwszy raz zasmakowałem wyjazdu gdzieś indziej niż na swoje zbyt dobrze znajome trasy i jedno jest pewne...wpadłem jak śliwka w kompot a w tym przypadku raczej jak krewetka w sos pil-pil.

Andaluzja wita nas

Południowe wybrzeże Hiszpanii to idealne miejsce na wypoczynek choć w miesiącach letnich gorący klimat może nie być atrakcyjny dla każdego. Ferie zimowe to idealny moment na rowerowe przygody, bo 20 stopni na termometrze to wymarzone warunki na jazdę, no i to słoneczko. Teoretycznie jest zima, więc chłodniejsze dni w okolicach kilkunastu stopni się zdarzają a nawet są okraszone deszczem i mocnym wiatrem. Nas też to spotkało, ale to wszystko nic w porównaniu z szarugą jaką serwuje nam nasz polski klimat w tym okresie roku.

Hotel jak w raju

Baza wypadowa to nadmorski Hotel w mieście Almuñécar.  Za ulicą jest tylko deptak i plaża. Widoczki jak na pocztówkach z wakacji.  Idealna miejscówka, bo do mety zawsze jest już w dół co nie jest bez znaczenia po całodziennym wypadzie po okolicy. Jedzenie hotelowe mamy w formule śniadanie i obiadokolacja. Naprawdę jest z czego wybierać a ponieważ to kraj nadmorski więc frutti di mare to tutaj norma co osobiście uwielbiam. W hotelu mamy swoje miejsce serwisowe dla rowerów, które jest przygotowane na więcej niż jedną grupę rowerzystów.  Podczas naszego pobytu była jeszcze jedna grupa z Polski.  Jak widać cyklo-kultura to w Hiszpanii standard.

Po płaskim lub w góry

Na pozór pokonane przez nas wzniesienia takie jak: Alto de Gualchos (564m), Alto de Itrabo (505m),  Alto de Sierra de Guajares (830m), znana nam już z 2020 r. Alto de Competa (651m), Alto de Coscoia (485m), lub nieco wyższe i przepiękne widokowo Alto del Mirador (1270m) czy Puerto de Camacho (1125m) mogą wydawać się tylko pagórkami, lekką przejażdżką i taryfą ulgową w porównaniu z takimi kolosami jak francuskie Col du Granon, Col d’Izoard, czy Cime de la Bonette, ale to nic bardziej mylnego.

Miejcie bowiem w świadomości, że jedziemy niemal z poziomu morza, nie licząc kilku metrów nabrzeża. Andaluzyjskie różnice poziomów potrafią być piekielnie wymagające, gdyż linia brzegowa im bardziej na północ, tym stromiej idzie w górę. W trakcie podjazdu w rejon miasteczka El Cerval niedaleko nabrzeża można było pojechać ok 3 kilometrów z nachyleniem między 17-19% non stop, zatem nie taki wcale spacerek po parku. Ponieważ to był drugi dzień i jeszcze właściwie rozgrzewka, to przejechaliśmy zaledwie 70 km, ale za to z pionem ponad 2200 m.

W lżejszy dzień można było wybrać linię brzegową i polecieć miłą „stówkę” choć i tu piony z wynikiem ok 800 m będą normą. Wybierać było z czego, a okolica często wszystkich zaskakiwała.

Sierra Nevada

W scenariuszu każdej wycieczki zawsze znajduje się pozycja z serii „fajnie by było” Pico de Veleta, czyli jeden z najwyższych rowerowych Grali w Europie o tej porze roku pozostaje raczej w sferze życzeniowej z uwagi na śnieg. Ten ponad 40 kilometrowy podjazd na ponad 3300 m niestety chwilowo zostaje przypisany do mojej „bucket list”, ale pewnego dnia się tam zamelduję.

Ci którzy już byli, zdecydowanie polecają wyjazd w miesiącach letnich. Wycieczka w niższe partie Sierra Nevada była możliwa i część grupy miała okazję oraz przyjemność podjechać pod Alto de Trevelez (1535m). Paradoksalnie, złe prognozy tego dnia sprawdziły się tylko dla tych, którzy zachowawczo w Sierra Nevada nie pojechali. Mnie osobiście zlało i przeciąłem szytkę. Gdy uszczelniałem koło w deszczu, koledzy wygrzewali się w słonku i degustowali piwko w Trevelez.

Zmiany są potrzebne

Każda wycieczka wprowadza wiele modyfikacji w sferze planowania, które później wchodzą do standardu i przekładają się na ogólną satysfakcję wszystkich. Niezależnie od tego jak mocną mają łydę. Grupa uczestnicząca w wycieczkach z Bike-RS jest z reguły zróżnicowana w umiejętnościach. Zdecydowanie łączy nas pasja do dwóch kółek, ale stopień wytrenowania już nie.

Są ambitni amatorzy, ściganci, zadziorne charty a nawet mistrz Polski Mastersów. Ale są też zwykli pasjonaci i wycieczkowicze oraz tacy, którzy tętna z definicji nie mierzą. Trudno tu o jednorodność i jazda w jednej grupie z przyczyn oczywistych często nie jest możliwa. Odpowiednie godziny wyjazdów dla poszczególnych grup wprowadziły nieco spokoju w świadomość czy aby na pewno zdążymy przed wieczorem. Ta zasada, że słabszy jedzie wcześniej, z pozoru prosta nabiera innego wymiaru. Zwłaszcza kiedy spędza się w siodle połowę dnia i gdy jesteśmy z reguły bardziej z tyłu niż nadajemy tempo. Jeśli wahacie się czy warto jechać na taki wyjazd bo wasze umiejętności są niewystarczające, to spokojnie. Chłopaki z Bike-RS nie dadzą wam zginąć.

Miło potem powspominać

Każdy kolejny wyjazd w prawdziwe góry niesie za sobą coś nowego. Najbardziej jest to transparentne dla nowicjusza, gdyż stopień i intensywność doznań w największym stopniu pogłębia jego doświadczenie rowerowe. Głowa się utwardza, coraz rzadziej mówisz sobie że czegoś się nie da. Mimo iż to tylko zabawa, w trasie jest jak w życiu: przezwyciężasz samego siebie i przeciwności. To wspaniałe chwile, niezapomniane. W tym roku, naszych dwóch etatowych fotografów a zarazem doświadczonych rowerzystów: Paweł i Tomek dało możliwość zatrzymania czasu i najlepszych chwil hiszpańskiego klimatu każdemu z nas. Papierowy album, którego są autorami, to wspaniała pamiątka z wyjazdu, którą każdy z uczestników miał możliwość mieć na własność. Już niedługo na naszej stronie będzie trochę więcej o chłopakach, ale dziś już można zobaczyć ich umiejętności i unikalne podejście do sportowej fotografii na ptphotos.eu

Gdzie następne ferie?

Jeśli zdrowie, czas i okoliczność pozwolą, to zapisuję się w ciemno na kolejną eksplorację w okresie ferii zimowych. Najlepiej gdzieś, gdzie świeci słońce i dają na kolację owoce morza. Miejscówek jest bez liku, ale tą zagwozdkę zostawiam już kolegom z Bike-RS, którzy kolejny raz mnie nie zawiedli.

Nos vemos en un año !!!

Komentowanie jest wyłączone.