MtbCrossMaraton Morawica. Relacja

Nie spodziewałem się, że potrafię tak szybko jeździć na rowerze MTB. Tempo niedzielnych zawodów było olbrzymie, a czasu na przemyślenia i podziwianie promowanych przed startem walorów krajobrazowych, zdecydowanie brakowało. Czułem się trochę jak w samym sercu „wielkiej warszawskiej”…tylko w Morawicy i na rowerze.

Będzie szybko

Po najeżonej podjazdami trasie w Kielcach, przyszła pora na wakacyjną trasę. Zapowiadało się ostre ściganie po okolicznych lasach. Trochę szkoda pogody, ponieważ nadawała się na solidne przewyższenia. Było ciepło, ale nie upalnie. Minimalistyczna taktyka na jeden bidon podczas dystansu Fun, w zupełności wystarczała.

Wiedziałem na co się piszę i wiedziałem, że profil trasy nie jest uszyty pod moje upodobania. Są tacy, którzy świetnie odnajdują się w takich warunkach i osobiście mocno ich podziwiam. Są też tacy, którzy odnajdują się na wszystkich profilach trasy. Osobiście starałem się jechać najlepiej jak potrafię i chyba faktycznie jechałem na granicy swojej szybkości.

Płasko, ale fajnie

Podjazdy, które były zaplanowane na trasie, minęły nie wiadomo kiedy. Tempo faktycznie było szalone i kolejne kilometry mijały błyskawicznie. Trasa w Morawicy to jednak nie ściganka po szerokich, nudnych szutrach. Na trasie była cała masa ciekawych singli w stylu: lewo – prawo, które musiały się podobać, ale wykluczały też możliwość wyprzedzania. Niestety zdjęcia tego nie potwierdzają, ale jazda po takim terenie jest przyjemna nawet kiedy brakuje pionu. Jedynym niebezpieczeństwem na wspomnianych singlach, były pozostawione po ścince korzenie drzew, które wydawało się, że tylko polują na nasze przerzutki w ciasnych zakrętach.

Pomimo dużego tempa zawodów, udało się również dostrzec walory estetyczne lasu. Drzewa iglaste na wysokich pniach robiły fajny klimat. Można byłoby tam trochę zwolnić, ale nie…grupa gnała dalej.

Godny odnotowania był również jeden ciekawy i techniczny zjazd. Tam można było się poczuć jak w prawdziwych górach. Sporo stromizny i kilka uskoków, które szerzej otwierały oczy. Oczywiście wszystko do bezpiecznego zjechania pod warunkiem, że nikt przed nami nie popełni błędu.

W trakcie wyścigu marzył mi się dobry full. Z dużą zazdrością patrzyłem jak komfortowo jedzie się właśnie szczęśliwym posiadaczom rowerów z pełnym zawieszeniem. Niby płaska trasa, po miękkim podłożu i bez większych trudności, ale nierówności potrafiły rozmiękczyć i miejscami trudno było złapać odpowiedni rytm jazdy.

Ciepła woda

Największą atrakcją były jednak przejścia przez rzeki. Rzadko coś takiego przytrafia się na maratonie i ja osobiście pierwszy raz w życiu coś takiego doświadczyłem, a kilka tych maratonów już człowiek przejechał. Oczywiście zdążały się przejazdy przez rzeki, które mogły lekko pochlapać lub zanurzyć buty. Morawica zdecydowanie zaprzecza opinii o panującej suszy, ponieważ wody w obydwu rzekach nie brakowało. Subiektywnie muszę stwierdzić, że woda w tej drugiej, była znacznie cieplejsza. Przed startem krzywo patrzyłem na pomysł przeprowadzenia trasy przez koryto rzeki. Z perspektywy pokonanego dystansu było to już całkiem przyjemne i idealnie pasowało do całej dość szalonej trasy.

I na koniec…

Finał pętli w Morawicy nie zaskoczył chyba tylko tych, którzy byli tu w roku ubiegłym. Wyrastające znienacka na ostatnim zakręcie schody…nooo, na to nie byłem przygotowany. Dało się tam podjechać, ale przełożenia były już przecież gotowe na ostry sprint.

Zdecydowanie nie żałuje wizyty w Morawicy, tym bardziej, że ostatnio czytałem trochę o Ponidziu i rejon mocno mnie zainteresował. Okazuje się, że nawet jakby coś złego stało się z naszym rowerem, to w okolicy faktycznie jest co robić i nawet sama Morawica prezentowała się ciekawie. Po zawodach wiem już trochę jak smakują okoliczne rzeki, ciekawe jak to wygląda z perspektywy kajaka.

Wynik w moim wykonaniu słaby, dlatego wspomnę lepiej o tym, że Hardzi pojawili się w czteroosobowym składzie. Wszyscy dojechali, a najlepsza znowu dziewczyna…moja żona. Pomimo problemów z kierownicą udało się jej wygrać kategorię na dystansie Family. Mogło być jeszcze lepiej open, ale tym razem domorosły serwisant się nie spisał i źle przygotował maszynę…obiad zjem na mieście.

Zdjęcia: MtbCrossMaraton

Komentowanie jest wyłączone.