Czy napęd 1×11 musi być gorszy?

Biznes rowerowy musi się kręcić i jak każdy inny potrzebuje zmian oraz wdrażania nowych rozwiązań. Często tęsknimy jednak za tymi starymi a czasami trudno nam zrozumieć, dlaczego producenci tak mocno chcą pozbyć czegoś, co nieźle się sprawdzało. Tutaj świetnym przykładem jest napęd 1×11, który chyba trochę za wcześniej poszedł w odstawkę.

Wielkie kasety, wielkie zębatki

Długo myślałem nad tym, jak mój obecnie używany napęd 1×11 upośledza moją jazdę. Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy przesiadłem się na kasetę Garbaruka, która oferowała zakres taki jak w Eaglu, na którego nie koniecznie chciałem wydawać wtedy sporo pieniędzy, mając na pokładzie dobrze działającego Srama X0. Do dziś, napęd pokonał wiele kilometrów, wiele maratonów, doczekał się kilku zębatek w różnych rozmiarach i kształtach oraz oczywiście zjadł kilka łańcuchów. Nadal działa i to całkiem nieźle, a ja wciąż myślę, czy z 12 byłbym choć trochę lepszy?

Osobiście największe wątpliwości co do odpowiedniego kierunku, miałem w momencie wprowadzenia przez Srama, kasety z zakresem 10-52. Mój obecny zestaw, to korba z okrągłą koronką 34 oraz kaseta 10-48. Widziałem na żywo zawodników Pucharu Świata i jak ktoś tego jeszcze nie widział to zaufajcie…oni nie potrzebują 52!

Wydaje się, że wszystko poszło w dziwnym kierunku. Większe kasety, więc też i cięższe, coraz większe koronki w korbie, które zapewne też są odrobine cięższe. Jeszcze węższy łańcuch, a wszystko jeszcze droższe, co chyba jest kluczem w tej zabawie.

Początki

Uczciwie trzeba przyznać, że pierwotna wersja Srama 1×11, to był porażka. Każdy kto choć raz wybrał się z takim napędem w prawdziwe góry zapewne wie. Kaseta 10×42 wymuszała bardzo małe koronki, co oczywiście miało swoje odzwierciedlenie na odcinkach prostych. Tam często nie było już z czego kręcić, choć Sramowskie podejście z najmniejszą zębatką 10, dużo pomagało. Osobiście jeździłem na koronce w korbie o rozmiarze 30, a i tak kolana bolały. Do worka z narzekaniami trzeba dodać jeszcze bardzo słabe koronki w korbie, które dawały po uszach, zwłaszcza na dużych skosach łańcucha.

Z pojawieniem się Eagla wszystko zaczęło pracować lepiej i płynniej. Zaczęło się też pojawiać coraz więcej firm, które oferowały alternatywę dla drogiej kasety. Największym wygranym tych zmian jest przykład firmy Garbaruk.

Garbaruk = baza

Garbaruk w ostatnich latach stał się synonimem dobrej lekkiej i nie aż tak drogiej kasety do napędu 1x. Oferuje możliwość zakupu kasety 11 i 12 rzędowej w kilku konfiguracjach wielkości zębatek i oczywiście w wersji XD jak i Micro Spline. Różnica w masie między 11 a 12 nie jest duża 30:40 gramów i wydaje się to być idealna baza, do zbudowania swojego nowoczesnego napędu.

Dobra cena, jakość wykonania i masa. Podobnie jak Sram oni również wycinają kasetę z jednego kawałka stali, dzięki czemu można mówić o takich wartościach na wagach. Kasety Garbaruka są już wszędzie. Często są też montowane w pokazowych rowerach, które budowane są głównie z myślą przekroczenia jakiejś magicznej granicy na wadze. Nawet tam zdarza się też użyć zestawu 1×11.

Coraz mniej jest też wątpliwości co do precyzji działania kasety. Wszystkie choroby wieku dziecięcego wydaje się mieć już za sobą. Na potwierdzenie można przypomnieć zeszłorocznego KTMa Victora Koretzkyego, który stał właśnie na kasecie Garbaruka. Przypuszczam, że w jego przypadku cena nie zadecydowała o wyborze.

Precyzja 1×11

Przemierzając te wszystkie kilometry, wątpiłem i nadal wątpię, że jedna koronka w kasecie mocno zmieniłaby moje wyniki. Oczywiście od przybytku głowa nie boli i mniejsze skoki między zębami na kasecie są ok. Biorąc pod uwagę sport na najwyższym poziomie, to ma sens!

Z drugiej strony, podejście Srama z kasetą 10-52 i różnicy zębów między dwoma największymi koronkami równej 10, trochę przeczy zacieśnianiu przełożeń. 10 zębów różnicy, to dla profesjonalistów duże wyzwanie i spora zmiana rytmu jazdy. Tutaj trzeba też bić brawo Garbarukowi, który trochę to przemodelował i zrobił to w dobrym kierunku. W ofercie znajdziemy kasety z największymi koronkami 42-50 lub 44-52. 52 od początku kojarzyło mi się z przełożeniem awaryjnym i zdecydowanie bardziej potrzebnym w świecie Enduro niż XC.

Co do odczuć technicznych, musze przyznać, że pomimo prawdziwego bigosu w moim napędzie, to jednak wszystko działa. Kaseta, wózek Garbaruk, przerzutka, manetka, łańcuch Sram X0, kółeczka Token, koronka w korbie Alugear. Odnoszę wrażenie, że sam zestaw manetka, przerzutka, łańcuch, są na tyle mocnymi elementami, że trudno zepsuć precyzję ich działania. Oczywiście największy wpływ na to ma przerzutka i trudno się dziwić, że swoje kosztuje.

Cena +30%

Wszystko co oferuje Sram w wersji dwunastorzędowej, to koszt mniej więcej +30% do ceny znanej z jedenastki. Najbardziej zastanawia łańcuch. Nie jest on technologicznie inny, ma inne wymiary, ale skąd taka różnica w cenie?

Łańcuch to oczywiście najczęściej wymieniany element napędu i przy częstej jeździe, to co najmniej jeden wydatek na rok. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno topowy 11 rzędowy łańcuch XX1 kupowałem za max 200 zł., to wszystko zaczyna wyglądać jak zamach na nasze portfele.

Film i zdjęcia: http://www.peesmovie.pl

Komentowanie jest wyłączone.