Calpe, Mekka rowerzystów

Nie chciałem wierzyć, jak znajomy stomatolog przed moim wyjazdem do Calpe powiedział: Calpe? O Panie, tam jest więcej Polaków niż na Krupówkach. Komentarz potraktowałem z przymrużeniem oka, ale faktycznie, ojczysta mowa słyszana w tym mieście i jego okolicach to częsty przypadek. Jadąc szosą czy pijąc espresso w knajpce, nieważne czy w mieście czy głęboko w górach, można słyszeć „cześć” lub przynajmniej rozpoznać koszulki, które znajome są z naszego własnego podwórka.Naprawdę szczery uśmiech miałem na ustach wtedy, gdy sam usłyszałem: „O, Harda Horda!” Rozpoznawalność idzie w górę, tak trzymać.

MVDP, nie tylko w wersji TV

Nie wiem co jest w tym mieście takiego magicznego, ale przyjeżdżają tu potrenować lub zwyczajnie zażywać dwóch kółek wszyscy. Samotni połykacze kilometrów, wieloosobowe pociągi amatorskich grup kolarskich, parki, treningowe obozy żeńskie, męskie, easy riderzy, celebryci rowerowi made in Poland, elektryki, drużyny 60+, Bike-RSy, personalni trenerzy wrzeszczący na swoich podopiecznych. Nawet drużyny żużlowe przyjeżdżają tu pokręcić na rowerach.

Naturalnie nie może zabraknąć miejsca dla Prosów. Spotkamy przedstawicieli Jumbo Vismy, Alpeciny lub narodowe reprezentacje i inne takie, dosłownie wszyscy są obecni na tej scenie. Jeden z naszych uczestników dał się nawet namówić Mathieu Van der Poelowi, żeby zrobił sobie z nim fotkę. No gratulujemy rozpoznawalności!! Sam mijałem MVDP przyjemniej 2 razy, a pewnie sam nie wiem kogo jeszcze mijałem tylko nie poznałem.

Miejscówka

Calpe jest trochę wyżej położone niż wcześniej odwiedzane wspólnie z Bike-RS Almunecar czy La Vinuela w okolicach Malagi. Okres końcówki lutego z reguły nie przysparza kłopotów z pogodą, ale teoretycznie im bardziej na północ tym chłodniej. Mieliśmy okazję śmigać na ogół w bardzo dobrych warunkach. Rękawy, nogawki, wiatrówki a przynajmniej kamizelki, i tak warto zawsze brać ze sobą. Cypel regionu Walencji, na którym znajduje się Calpe, jest lekko wysunięty w stronę Morza Śródziemnego, zatem czasem lubi powiać zimnym powietrzem. Nawet jeśli pogoda jest bez zarzutu.

Trening

Region Walencji jest bardzo przyjazny, żeby rozkręcić się dobrze przed właściwym sezonem i wdrożyć w większe intensywności oraz nachylenia. Kilka kultowych przełęczy zapewnia miłe doznania i spełnia warunek odpowiedniego stopniowania trudności, bo na ogół wspinaczki są między 6-8%. Nie znaczy to, że nie znajdziemy kilkunastoprocentowych ścianek. Sama Puerto de Bernia, choć w 90% bardzo łagodna, to od miasteczka Benissa w swojej końcówce nie pozwala pojechać sobie na luzie.

Jeśli was swędzi łydka, to warto skosztować podjazdu pod sam szczyt góry od Coll de Rates lub El Miserat w stronę anten przekaźnikowych. Jeśli wciąż czujecie głód, to Serra de Bernia znacząco go złagodzi. Jest to podjazd w stylu Tre Cime di Lavaredo w Dolomitach. Dalej głodni?

Stromo nie znaczy lepiej

Ponieważ nie pora na pokazywanie kto, ile może i kto może więcej, zdecydowanie polecamy znacznie przyjemniejsze i mniej strome zakątki. Zawsze dobrym kierunkiem jest: Puerto de la Vall d’Ebo, Puerto de Tudons, Puerto de Bernia od strony Xalo. Wspomniane już Coll de Rates, które można podjechać właściwie z 3 kierunków. Ciekawym miejscem może być punkt widokowy w leżącym nieopodal Calpe mieście Benidorm, który przypomina z góry Rio de Janeiro. Żeby tam jednak dojechać, trzeba przedrzeć się przez miejską dżunglę, która skutecznie odstrasza. Jest tam dość stromo, ale na szczęście ostateczny podjazd nie jest długi. Ciekawy jest ruch rowerowy prowadzony środkiem głównych ulic, jak widać rozwiązania dla ścieżek rowerowych są tu całkiem nowatorskie.

Najbardziej dla mnie uroczym i pięknym miejscem wycieczki, oczywiście prócz klimatycznych hiszpańskich miasteczek urzekających swoją architektura i klimatycznymi wąskimi uliczkami, była dolina wijąca się od miasteczka Vall d’Ebo, po zjechaniu z przełęczy. Sprawdzałem na Google, ten przesmyk nazywa się Carrer Tita Albir. Z niemal księżycowych kamiennych krajobrazów zmienia się w pełną roślinności piękną dolinę.

Zawsze warto

Każdy z uczestników robił foty. Watro jednak wspomnieć, że w okresie zimowym, zawsze jest z nami profesjonalny zespół fotografów (i zapalonych cyklistów zarazem) czyli ekipa PTPHOTOS. Chłopaki jak nikt inny potrafią oddać piękno kolarstwa w każdym wydaniu. Część z ich zdjęć możecie oglądać nawet tutaj lub na ich stronie www.ptphotos.eu, fb i insta.

Co sezon zastanawiam się czy warto jechać znowu w ciepłe klimaty w okolicach lutego, gdyż jak to w życiu bywa ograniczają nas środki i nasze prywatne sprawy. Odpowiedz mam na to zawsze taką samą: zawsze watro.

  • Rowerowa przygoda: gwarantowana
  • Wzrost formy: gwarantowany
  • Dobre towarzystwo, jak zawsze z Bike-RS: gwarantowane
  • Miłe wspomnienia i fotki: gwarantowane
  • Apetyt na więcej… gwarantowany

Do zobaczenia następnym razem.

Zdjęcia: Krzysztof Gawron, Michał Urbankowski, PTPHOTOS

Komentowanie jest wyłączone.