Marin Rift Zone XR

Coraz częściej mam myśli o potrzebie roweru do mocniejszej jazdy w dół. Takiego na którym nie ma obawy o uszkodzenie karbonowych obręczy, przetarciu lekkich opon, uszkodzeniu jakiejkolwiek z ekstremalnie odchudzonych części, ale też chciałbym na nim móc jeździć…i to nie tylko w dół.

Chce więcej

Moje myśli o potrzebie większego roweru, pogłębiły się po ubiegłych wakacjach w Leogang, czyli jednej z najlepszych austriacko-kolarskich miejscówek. Moje myśli pogłębia też każdorazowo przecięcie ścieżek Czarnej Góry, a nawet częsta wizyta w Bielsku, gdzie nawet na współczesny rower XC z pełnym zawieszeniem, najlepszy jest tylko jeden zjazd. Te czerwone technicznie ogarnę, ale sprzętowo to boli.

Od dłuższego już czasu rowery szybko rosną. W swoim XC mam opony 2,4” na obręczach 30mm szerokości wewnętrznej. 120mm skoku widelca, dropper 150mm. Patrząc na to jak wygląda nowy Trek Top Fuel, który jeszcze niedawno był wersją do ścigania widać, że kierunek jest jasny. To czego ja potrzebuję, to więcej aluminium. Na pewno aluminiowe obręcze. To element, który jest najbardziej narażony na kamienie przy szybkiej jeździe po wymagających singlach. Potrzebuje min 140mm skok, mocne opony, a cała reszta aż tak dużego znaczenia dla mnie nie ma.

Rift Zone 29 XR w malowaniu jeszcze na rok 2024, ma oczywiście wszystkie te cechy i to z nawiązką. Pierwotnie do testu chciałem wersje karbonową, która wydaje się być bardziej w moim klimacie, ale zostałem namówiony na aluminium, ponieważ sam Marin chce iść właśnie w takim kierunku.

Konfiguracja

Na pokładzie Rift Zone, mamy 66 stopniowy kąt główki ramy. RS Liryc Select + 150mm. Zawieszenie Multitrack wsparte RockShoxem Super Deluxe Select+. Dorpper 170mm, czterotłoczkowe hample Srama DB8 z konkretnymi tarczami 200 I 180mm, no i olbrzymią 80 centymetrową kierownicę.

Do tego wszystkiego oczywiście opony, w których jeden klocek z bieżnika zawiera więcej gumy niż cały bieżnik w moich Pirelli. Mam wrażenie, że wszystkie te opony do szybkiej jazdy wyglądają dokładnie tak samo. W tym modelu seryjnie rower stoi na Maxxisach Assegai.

To, że na pokładzie Rift Zone nie znajdziemy żadnej karbonowej części, też dobrze robi na głowę w kontekście szybkiej jazdy po kamieniach. Zwłaszcza myślę tutaj o obręczach i ramie. Mówię to też nie przez przypadek, ponieważ mam na swoim sumieniu już dwie karbonowe ramy oraz jedną obręcz. Aluminiowa rama w tego typu rowerze jest wielkim plusem i jeśli tylko zawias wybiera dobrze, to nic więcej do szczęścia nie jest nam potrzebne.

Tylko do szybkiej jazdy!

Po pierwszym przetarciu na około domowych ścieżkach już wiedziałem co jest grane. To nie jest rower na ciasne ścieżki. Potrzebuje przestrzeni, nawet ze względu na sam rozmiar kierownicy. Wolna, terenowa jazda męczy i rower i mnie. Manewrowanie między drzewami i zakręty na niskich prędkościach wychodzą kiepsko. Potrzebna jest prawdziwa autostrada z kamieni i korzeni a im dłuższy zjazd w dół, tym lepiej.

To rower, który nadaje się na wyciąg, ale nadaje się też na trasy, gdzie spokojnie pokonamy podjazd, żeby w rezultacie ten dłuższy zjazd zrobić. Co ciekawe, nie podjeżdża się na nim źle, ale nie o to w tym rowerze chodzi. Oczywiście żeby to wszystko dobrze działało, trzeba się oswoić z pracą, głównie widelca. 150mm, to sporo skoku do wykorzystania i dobrze, żeby pracowało to w pełnym zakresie. Nie sądzę, że udało mi się wycisnąć z Lyrica maksa. Moim zdaniem w tym przypadku potrzebna byłaby pomoc mechanika.

Rift Zone lubi prędkość i im szybciej na nim jedziemy, tym geometria się bardziej sprawdza. Im bardziej stromy zjazd, tym lepiej wykorzystujemy potencjał skoku. Im więcej błota, tym lepiej gryzą opony. Nie ukrywam, że miałem wrażenie graniczące z pewnością, że niektóre odcinki zjazdowe szybciej pokonałbym na swoim rowerze XC. Ale jakbym już wpadł na tym rowerze na czerwone linie w Bielsku, to wszystkie wątpliwości szybko by zniknęły.

Oczywiści Rift Zone potrzebuje dłuższego wjeżdżenia. W moim przypadku zapewne nawet dłuższego niż inna, przeciętna osoba, ale bez bagażu złych doświadczeń. Długo musiałbym przełamywać bariery, które powstały przez tyle lat jazdy na rowerze XC. Nie przez przypadek też większość zawodników ze światowego XC, ma w swojej kolekcji rower tego typu, często jest to elektryk. Na takim rowerze można spróbować bardziej odważne linie zjazdowe, a później zawsze łatwiej to powtórzyć na mniej grawitacyjnej maszynie.

https://www.marinbikes.com/pl/bikes/2025-rift-zone-29-xr

Film i zdjęcia: http://www.peesmovie.pl

Komentowanie jest wyłączone.