Kierunek rozwoju rowerów MTB jest jasny. Progresywna geometria, napęd 1x, dropper, coraz szersze opony. Wszystkie te zmiany dotknęły już najdroższe modele do ścigania i jazdy ścieżkowej. Teraz przyszedł czas również na tańsze gałęzie, a świetnym tego przykładem jest nowy Bobcat, model na 2025 rok.

Cena najważniejsza
W przypadku tańszych modeli, zawsze istotną rolę przed ewentualnym zakupem odgrywa cena. Bobcat Trail 4, to model, który akurat ma się czym pochwalić. Tak naprawdę jedyne co go zdradza na tle droższych rowerów, to lśniące, srebrne lagi amorka, dość rzadki widok w droższych modelach. Ale Bobcat Trail 4 bardzo łatwo usprawiedliwić, ponieważ kosztuje 3400 zł!
Wygląda więcej niż dobrze. Wszystkie modele Bobcata na 2025 są w ciekawych malowaniach, a ten najwyższy ma nawet lagi widelca w czarnym kolorze, a też nie kosztuje fortuny (4K). Długo się zastanawiałem czy taki rower pasuje do profilu naszej działalności. Głównie koncentrujemy się na dobrych rowerach MTB, Gravel, ale jak zobaczyłem ten model, to wiedziałem, że chce go sprawdzić. Mocno też wierzyłem, że nowoczesna geometria zrobi tutaj kluczową, dobrą robotę.


Więcej niż dobrze
Już pierwszy kontakt z Bobcatem i pierwsze przejechane metry, mocno otworzyły mi oczy. Na rowerze siedziałem niemal identycznie jak na mojej 10 razy droższej Orbei. Nic nie zmieniałem w stosunku do podkładek pod główką ramy, tak jak rower przyszedł, tak planowałem go sprawdzić. Oczywiście dostosowałem siodło, klamki hampli i ciśnienie w oponach, ale cala reszta została bez zmian.
Aż trudno uwierzyć, że tak tani rower, ma aż tak dobra geometrie. Testowany model, to oczywiście rozmiar L. Ja mam 180 wzrostu. Jak to w Marinach, mostek mamy tylko symboliczny i wszystko tutaj zagrało perfekcyjnie. Dla mnie idealna pozycja ścieżkowa. Wygodna, z kierownicą na odpowiedniej wysokości. Nawet siodło, które zazwyczaj w Marinie mnie uwierało, tym razem okazało się bardzo dobre na tyle, że zapomniałem o jego istnieniu. Na pokładzie mamy 66 stopnia w główce ramy i 74.5 w podsiodłówce. Do tego dochodzi bardzo szeroka kierownica, która daje nam pewność jazdy w terenie i dobrą kontrolę. Wszystko spina widelec ze 120mm skoku, który budzi jednak najwięcej zastrzeżeń w testowanym modelu.




Widelec nie nadąża
Rower z taką geometrią ma oczywiście bardzo duże możliwości jazdy w terenie. Jedyne co go tak naprawdę ogranicza w bardzo szybkiej jeździe, to widelec. Trochę udało mi się z nim dogadać i w rezultacie już nie działał aż tak źle, ale tutaj cudów nie będzie, to nie jest Fox na Kashimie. Niestety w rowerze za taką kasę, nic lepszego nigdy nie dostaniemy, a to się wiąże z tym, że im szybciej jeździmy, po coraz bardziej wymagających trasach, tym mniejszą mamy przyczepność na przednim kole, a to dość istotne w kontekście skręcania.



Zrobiliśmy nawet kilka ujęć jak wyglądają lagi widelca po przejechaniu traski, na której zazwyczaj 120mm lisek, wykorzysta co najmniej 80% swojego potencjału. Tutaj albo ja ważę za mało, albo da się te sprężynę jeszcze bardziej rozmiękczyć. Te widły mają też w teorii 120 mm skoku, a wykorzystują tylko niewielką jego część.
Trzeba też pamiętać, że jak ktoś chce uprawiać jazdę grawitacyjną na wysokim poziomie, to zapewne zdaje sobie sprawę, że rower za takie pieniądze będzie go ograniczał. W Bobcacie Trail 4, całe szczęście to tylko widelec może nie nadążać za naszą fantazją i umiejętnościami.
Niestety nawet jak ktoś bezgranicznie zakocha się w tym modelu, to amorka przewyższającego cenę całego modelu tutaj nie wpakuje. To model podstawowy, gdzie nie znajdziemy taperowanej główki ramy, więc jesteśmy skazani na gorsze widelce. Na pewno warto zainwestować w dropper, tego tutaj bardzo brakuje i jak ktoś planuje pobawić się w terenie, to opuszczana sztyca mocno pomoże.
Świetne opony w wersji trail
Pomimo tego rower i tak bardzo cieszy jazdą terenową. Gumy WTB okazały się być bardzo dobrymi oponami. Nazwa zobowiązuje: Trail Boss. Bałem się dużych oporów na dojazdówkach do lasu, ale te gumy świetnie suną nawet po asfaltach.
W terenie jeszcze lepiej. Wyglądają niepozornie i jak je zobaczyłem pierwszy raz to myślałem, że to coś węższego niż 2.25″. Ale to faktycznie taki rozmiar i są postawione na obręczy 25mm (szerokości wewnętrznej), więc tutaj wszystko pasuje. W dotyku, wydaje się jakby opony były dosłownie z plastiku. Zapewne najlżejsze też nie są, ale w terenie nie zawodzą i to chyba najważniejszą cechą dobrych opon. Powiedziałbym nawet, że nie spisywały się gorzej jak moje Pirelli 2.4, za które producent bierze 300 zł za oponę, ale tutaj mamy konkretne klocki, a nie jakąś walkę o niską masę.
CUES rządzi!
Długo wydawało mi się, że o miano najgorszej części w tym rowerze, powalczą hamulce Tektro, ale jak już się dotarły, to działały bardzo, bardzo dobrze. Oczywiście tak długa klamka, to dla mnie gruba przesada. Hamuje jednym palcem i taka siła nawet w tak podstawowych, ale już hydraulicznych hamulcach, w pełni pozwala na idealna kontrolę. Dlatego też musiałem je mocno przesunąć na kierownicy zyskując odpowiedni zasięg, to niestety niewygodnie zwiększyło dystans do manetki przerzutki.



I w ten płynny sposób przeszliśmy do największego plusa, jeśli chodzi o komponenty w Bobcacie. Shimano Cues!
Wariantów w Cues jest cała masa a w tym modelu Bobcata postawiono na 1×10, z kasetą o zakresie 11-48. Wszystko spina korba z koronką w 32. Muszę przyznać, że Shimano zrobiło kawał dobrej roboty. Napęd działa perfekcyjnie dobrze. Kaseta ma dużo miękkich przełożeń, które się sprawdzą w bardziej amatorskiej jeździe, bądź spokojnym podejściu do jazdy pod górę. Sprzęgło w przerzutce Cuesa działa bardzo dobrze, dzięki czemu nawet oszczędnie zabezpieczona rama wróciła do producenta w stanie idealnym.
https://www.marinbikes.com/pl/bikes/2023-bobcat-trail-4-2
Film i zdjęcia: http://www.peesmovie.pl