Marin Four Corners 1

Obiecaliśmy porównać trzy gałęzie graveli od Marina. Zaczęliśmy od aluminiowego Gestalta, żeby później sprawdzić najlepszą wersję, opartą już o karbonową ramę. Na koniec został nam najtańszy, czyli ten stalowy. Oczywiście w artykule opowiemy o szczegółach tego modelu, ale również postaramy się podsumować co dla kogo najbardziej się nadaje.

Stalowe serce

Rama Four Corners, może wydawać się trochę karykaturalna, głównie przez bardzo wysoką główkę. To jednak ma nam ułatwić montaż sakw i wykorzystanie wszystkich tych gwintów, które zostały wpakowane w stalową konstrukcję. Mamy tutaj masę miejsca na bidony, torby i zakładam, że jak już to wszystko zamontujemy, to prawdopodobnie cienkie rurki 4C będą mało widoczne. Swoją drogą, proste malowanie bardzo mi się podoba, pomimo tego, że nie mamy tutaj jakiegoś nadzwyczajnego artyzmu. Jest prosto, ale ładnie.

4C wydaje się idealną bazą dla roweru bikepackingowego. Dla mnie za wygodnym, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że dla wielu osób odpowiednim. Do testów zdjąłem wszystkie podkładki pod mostkiem i nadal jest jakby o 10 cm za wysoko. Na 4C nie znajdziemy sportowej pozycji, ale taką, która pomoże nam zrobić długie dystanse minimalizując zmęczenie, bóle w rękach, plecach itp. Dla mnie najwygodniejszą pozycją na 4C była ta w dolnym chwycie, ale to też cenna uwaga, ponieważ jadąc pod wiatr można obniżyć pozycję za kierownicą i niewiele zmieni to w wygodzie podczas jazdy.

Trzy tarcze w korbie

Pierwsze co mnie osobiście przykuwa wzrok w przypadku 4C, to korba. Trzy blatowy zestaw, to bardzo rzadki widok w obecnych czasach. Osobiście nawet w rowerze miejskim mam 1X, więc nawet na dwa blaty krzywo patrzę. Tutaj od startu miałem zdecydowanie pod górę. Taki zabieg ma jednak grube podstawy. Po kilku jazdach na 4C dość szybko zrozumiałem idee tego modelu. To ma być rower wyprawowy, maksymalnie uniwersalny, o którego nie będziemy się martwić a zawiezie nas niemal wszędzie. Przy założeniu, że nie jest to też rower dla osoby używającej słów „trening”, a częściej jest to wyjście na rower lub dobra przygoda, ilość przełożeń sama się usprawiedliwia.

Zdaje sobie również sprawę, że większa ilość przełożeń, może się przydać, zwłaszcza kiedy zapakujemy na rower 10 kg. dodatkowego bagażu. Z tego co się dowiedzieliśmy, to Sora wycofuje się już z trzech blatów, więc nowy 4C będzie można kupić też z korbą dwubaltową, tak jak to widać na stronie. W sklepach będą też takie jak w naszym teście, czyli z trzema zębatkami.

W końcu terenowe opony

Musze w końcu pochwalić opony Vee. Te, które są zastosowane w testowanym modelu, bardzo dobrze toczą się na twardych nawierzchniach. Mamy tutaj sporo gumy na szczycie, przez co opony wydają się cały czas miękkie, tłumiąc drobne nierówności. Boczny bieżnik nieźle ogarnia zakręty w terenie oraz trawersy. Można powiedzieć, że z trzech sprawdzonych gałęzi graveli od Marina, to 4C ma najlepsze zdolności do jazdy w terenie i to właśnie dzięki oponom.

Podobne zestawy opon można znaleźć w kilku innych modelach od Marina, które bardziej nadają się do jazdy miejskiej. To też pokazuje, że nie powinniśmy się martwić o duże opory toczenia na długich dystansach i podobnie jak cały 4C, wszystko poszło w stronę zdrowego kompromisu i uniwersalności.

Kontrowersyjne hample

Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o hamulcach, które są zdecydowanie najsłabszym ogniwem tego modelu. Mechaniczne tarcze, to dla mnie zdecydowanie za duży kompromis.

Nie czułem się z nimi pewnie jadąc w terenie. Linkówki potrzebują dużo większej siły włożoną w klamkę, co przy jeździe w górnym chwycie nie zawsze jest tak łatwe. Najlepiej nad tym zapanować w dolnym chwycie, ale nikt tak nie jeździ na długich dystansach. Hamulcom oczywiście brakuje większej mocy, ale wyobrażam sobie, że jadąc z tymi wszystkimi torbami, nikt zapewne nie szaleje na rowerze i nie sprawdza jego granicznych możliwości. Hamulce mają tylko zatrzymać na prostej drodze. Tutaj to zadziała.

Bikepacking

W formie bikepackingowej, 4C sprawdzi się idealnie. Nie kosztuje dużo, ponieważ 4300 zł., co zapewne też jest ważnym elementem w całej układance. No i najważniejsze. Jest bardzo wygodny i uniwersalny, dzięki czemu możemy na nim przejechać niezły kawałek świata.

Tak naprawdę, to każdy sprawdzany przez nas model: Four Corners, Gestalt i Headlands, nadają się na długie wyprawy. Oczywiście najlepiej jeździło mi się na najdroższym modelu. Ale jakbym rozważał zakup roweru tylko w formie długodystansowej, to na pewno Headlands by odpadł. Karbonowa konstrukcja nie powstaje nigdy po to, żeby ją obładować ciężkimi torbami. Tamten rower był szybki, odpowiednio sztywny, dynamiczny, nawet opony nie za bardzo chciały wjeżdżać w większe tereny.

Gestalt ze swoją aluminiową ramą znacznie bardziej nadawał się do takich klimatów. Tam brakowało tylko lepszych opon. Osobiście zdecydowanie wolałbym Gestalta niż 4C, ale wiem też, że takie „wolałbym” kosztuje dodatkowe kilka tysięcy. Oczywiście można wziąć też tańszy model Gestalta, my testowaliśmy praktycznie najwyższy, a jest przecież też model, który kosztuje 100 zł. więcej niż 4C.

Producenci coraz bardziej doceniają aluminium i to nie tylko w gravelach. Canyon wypuścił Grizla Alu, który wygląda dobrze i nie musimy przepłacać za karbon. Dla wielu w kontekście gravelowej jazdy bardziej istotny jest lepszy napęd i hamulce, niż o 500 gramów lżejsza rama. Coraz więcej jest też aluminiowych konstrukcji szosowych, które dzięki dopracowanym spawom, wyglądają niemal identycznie jak karbony. Orbea, Trek, coraz więcej jest już właśnie takich rowerów.

https://www.marinbikes.com/pl/bikes/2024-four-corners-3

Film i zdjęcia: http://www.peesmovie.pl

Komentowanie jest wyłączone.