Dare To Be Piwniczna. Relacja

Piwniczna zawsze idealnie podsumowuje całosezonowe zmagania w Dare To Be. Wymagająca kondycyjnie trasa…nieco mniej ostra technicznie niż pozostałe edycje, czyli spokojnie można powiedzieć, wpisująca się już w tematykę nadchodzącego wypoczynku. Profile tras jednak pokazują, że wakacje dopiero za kilka dobrych górek.

Start

Start jak zwykle usytuowany był przy Suchej Dolinie. Dokładna lokalizacja to: „Ski chata na końcu świata”, gdzie po kilkunastometrowym zjeździe zaczęła się pierwsza wymagająca wspinaczka. Początkowo teren niezbyt wymagający, pozwalający na rozciągniecie stawki i znalezienie odpowiedniej pozycji w peletonie. Wzniesienie jednak na dojeździe do lasu ma solidne nachylenie i można już dobrze rozgrzać nogi. Jak zwykle nikt nie wyrywał do przodu mając w świadomości, że jest jeszcze co jechać i wyniku nie zrobi się na pierwszym kilometrze. Tutaj też wszyscy przekonali się o sile elektryka…który niespodziewanie??? minął wszystkich wycinaków.

W końcu las…

Mocne tempo sprawiło, że początek trasy mijał szybko i już po chwili odbiliśmy w lewo do lasu. Na pograniczu Polsko-Słowackim teren zrobił się trochę bardziej łagodny z kilkoma mocniejszymi wzniesieniami. Sporą niespodzianką były zrobione przez ostatni rok mostki, które mają pomagać w pieszych wędrówkach, ale na pewno nie są one bike friendly. Licznik na tym odcinku zaczął pokazywać wyższe wartości i juz pochwili zameldowaliśmy się pod wieżą widokową: Elaiszówka. Stąd długi zjazd w bardzo urozmaiconym terenie, który z roku na rok kształtowany przez pogodę wygląda zupełnie inaczej.

Drugi podjazd

Ten odcinek trasy to prawdziwe wyzwanie. Od podnóża stromo. Na początku trochę płyt, trochę traw. Później teren już bardziej wymagający, ze spora ilością luźnych kamieni a nachylenie wciąż nie odpuszcza. Po minięciu pierwszego bufetu w końcu zjazd. Stromy i szybki, na którym nie brakowało ciekawych sekcji i niespodziewanych kamieni. Dla mnie tutaj maraton się skończył po kolizji z kamieniem widmo, który zdecydowanie obniżył mi zawieszenie w tylnym kole. Resztę trasy pokonałem w kanadyjskim stylu – na pace strażackiego Pickupa

Do mety

Reszta trasy jest mi doskonale znana, jako że jechałem już Piwniczną kila razy. Nie lubię ostatniego podjazdu a wiem, że wielu z was właśnie na niego czeka cały rok. Kilkanaście kilometrów dość łagodnego wzniesienia w stronę Niemcowej z bardzo mocną i kamienista końcówką, której jeszcze nigdy nie podjechałem. Długi zjazd i jeszcze męczarnie na dojeździe do Suchej Doliny. Owacje sporej grupy kibiców niosły jednak nawet najbardziej zmęczonych tego dnia zawodników i ostatkiem sił byli w stanie przekręcić nie tak łatwy odcinek.

Czekamy na 2020

To był bardzo udany sezon Dare To Be. Z roku na rok poziom zawodów jest utrzymywany a tego w zasadzie obawiałem się najbardziej. Nie są to łatwe imprezy, ale taka jest idea organizatorów: „nie dla ścigania po nasypach kolejowych”. Wszystkim, którzy z roku na rok pojawiają się na Dare To Be musi to właśnie odpowiadać. Osobiście uważam, że organizatorzy nawet z wydawałoby się nieciekawego terenu są w stanie wycisnąć co najlepsze a trasy są przejezdne z perspektywy dwóch kółek a nie tylko na przedstartowym kładowaniu. Harda Horda już zapowiada starty w przyszłym sezonie i pełne wsparcie dla takiej organizacji. Liczymy też, że na startach w 2020 roku pojawią się nowe twarze odważnych…

Zdjęcia: Dare To Be

Komentowanie jest wyłączone.