Singletrack Glacensis

Wakacje w tym roku miały być w Szwajcarii. Miałem jeździć po niezmierzonych ścieżkach z pięknymi widokami i najbardziej zieloną z zielonych traw w tle. Ten rok zaskoczył jednak wszystkich. W rezultacie trafiłem w okolicę Kotliny Kłodzkiej, gdzie było największe skupisko tras rowerowych i bikeparków i co ciekawe… ani jednego dnia nie tęskniłem za Szwajcarią!

Budujemy raj

W tym artykule chciałbym się skoncentrować głównie na Singletrack Glacensis, czyli olbrzymiej inicjatywie, która konsekwentnie rozwijana od co najmniej dwóch lat, daje olbrzymie możliwości jazdy po leśnych szlakach. Podczas dwutygodniowego pobytu udało nam się również zahaczyć o trzy bikeparki w okolicy o których lekko wspomnę w dalszej części jako urozmaicenie Glacensisów.

Przed wyjazdem czytałem trochę na temat tych ścieżek, ale to co zastałem na miejscu przerosło moje wyobrażenia. Glacensisy z założenia nie są trudnymi ścieżkami, choć jak się okazało w drugiej części wakacji, wszystko zależy od rejonu, w którym się poruszamy. Najważniejsze jest jednak to, że w większości są przygotowane w ten sposób, że spokojnie można się nimi poruszać nawet po większych opadach. Nawierzchnia w 99% miejsc jest utwardzona a jedyne czego jej brakuje to lekkiego uszlachetnienia. Widać, że wszystko jest jeszcze świeże i w niektórych miejscach ilość luźnego żwiru nie pomaga na zakrętach. Prawdopodobnie już za rok, materiał przemiesza się z innymi dobrodziejstwami lasu i będzie idealnie! Single w większości są do przejechania przez weekendowych bikerów. Jedyny problem mogą stanowić przewyższenia, które gdzieniegdzie są naprawdę spore.

Trudne do ominięcia odcinki poprowadzone są po specjalnych, szerokich, drewnianych podestach a większość zakrętów jest odpowiednio wyprofilowana, żeby ułatwić nam przejazd z większą prędkością. Gdzieniegdzie można spotkać bardziej techniczne odcinki jak np. rockgarden lub sekcję z korzeniami. Stanowią one jednak mały procent całości.

Do niektórych pętli trzeba dojechać asfaltem lub szutrem a wszystkie drogi dojazdowe są bardzo dobrze oznaczone.

Ścieżki są bardzo bezpieczne choć oczywiście wszystko zależy od tempa z jakim się po nich poruszamy. Osobiście widziałem już sporo i mogłoby się wydawać, że na tak łatwych technicznie trasach zanudzę się na śmierć. Nic jednak bardziej mylnego. Na Glacensisach można rozwinąć duże prędkości, które dają odpowiednią satysfakcję i adrenalinę. Dodatkowo znajdziemy na nich sporo małych i większych hopek, które przejechane z większą prędkością przyjemnie podbijają. Trasy są bardzo kręte zarówno pod górę jak i w dół i można tam również udoskonalić swoją technikę jazdy.

Co zabrać?

Najważniejsza na trasie wydaje się być aplikacja TrialForks. Z tego prawdopodobnie będziemy korzystać najczęściej. W łatwy sposób lokalizuje nas na szlaku a tras jest tak dużo, że w wielu miejscach warto sprawdzić, czy wjeżdżamy na trasę, która prowadzi w dobra stronę. Start każdego singla lub rundy jest odpowiednio oznaczony, jednak appka i tak zdaje egzamin najlepiej! Niemal każda brama wjazdowa na rundę ma również informacje przypominającą o TrialForks. Przez aplikację możemy również zgłaszać ewentualne utrudnienia na trasie.

W planowaniu kolejnego dnia przygód pomocna może być również specjalnie przygotowana mapa Singletrack Glacensis – zawierająca wszystkie trasy Ziemi Kłodzkiej wraz z odpowiednim zoomem poszczególnych odcinków. Dodatkowo znajdziemy w niej również informacje o bikeparkach w Srebrnej i Czarnej Górze. Mapa to koszt około 14 zł a przydaje się bardzo.

Lądek-Zdrój

Wakacje zaczęliśmy w Lądku-Zdroju, z którego można bezpośrednio ruszyć rowerem w cztery strony świata, a wszystkie będą już bezpośrednio po specjalnie przygotowanych singlach rowerowych.

Na dzień dobry, poszły oczywiście te najbliżej miejscowości: Zdrój oraz Trojak, wraz z drogami dojazdowymi. Na pętle prowadzi specjalnie przygotowana droga podjazdowa, która wygląda dokładnie tak samo jak te zjazdowe, różnice stanowią zakręty a konkretnie ich wyprofilowanie oraz to jak ciasno je pokonujemy. Już w samych okolicach Lądka można spokojnie zrobić trasę ok. 20 kilometrową, która da nam olbrzymią satysfakcję a dodatkowo pokonamy nie tak mało przewyższeń.

Na zjeździe z Trojaka, czeka na nas bardzo fajny i niezbyt trudny do pokonania rockgarden oraz długie przejazdy po drewnianych podestach. Bandy nie są specjalnie wysokie, ale można po nich przelecieć z odpowiednia prędkością, żeby utrzymać fajny flow.

Stronie śląskie

Jadąc z Lądka na południe, wpadamy na asfaltową ścieżkę rowerową, która połączy nas z oddalonym o raptem 4 kilometry Stroniem Śląskim. Na miejscu wjeżdżamy już na znacznie wyższy level. Zarówno, jeśli mówimy o przewyższeniach jak i długościach poszczególnych pętli.

Mamy tutaj do wyboru dwie rundy: Rudka oraz Stronie Śląskie. Rudka, to klasyczny podjazd i zjazd. Na blisko 9 kilometrach całej pętli, musimy pokonać sporo pionu, zanim zacznie się solidny zjazd. Runda nie jest wymagająca technicznie, ale daje w kość na podjeździe.

Jeszcze wyższy poziom utrzymuje pętla Stronie Śląskie. 22,4 kilometry jazdy a do podjechania również ta sama wymagająca część pętli Rudka. Kolejna część prowadzi nas w stronę Bikeparku, Czarna Góra, który może stanowić fajne urozmaicenie całej trasy. Bikepark jest zdecydowanie propozycją dla większych harpaganów. Już sam podjazd z pokonywanej przez nas trasy na szczyt Czarnej Góry, to nie lada wyzwanie. Stromo i sporo pionu! Dodatkowy smaczek to zielona droga rowerowa, wyznaczona przez ludzi z dużym poczuciem humoru. W większości przejezdna, ale końcówka nie wydaje się być do pokonania na żadnym ze znanych mi rowerów. Zarówno w górę jak i w dół. Sam bikepark widać, że preferuje rowery z większym skokiem. Już najłatwiejsza trasa MilkyWay mocno daje po rękach, ale dla osób objechanych w maratonach rowerowych, będzie stanowiła wisienkę na torcie.

Wracajmy jednak na Glacensisy. Środkowa część pętli Stronie Śląskie przecina bikepark Czarna Góra dość urozmaiconym terenem, na którym suma zjazdów i podjazdów jest dość podobna. Jedzie się tam bardzo przyjemnie i czuć, że są to już odcinki mniej wygłaskane, ale wciąż nie powinny stanowić problemu dla większości bikerów. Dodatkowy smaczek to widoki. Piękne panoramy na północną stronę niejednokrotnie zatrzymują mnie na obowiązkową focię.

Ostatni odcinek pętli Stronie Śląskie stanowi, a jakże…Zjazd. Ale właśnie taki przez wielkie 'Z’. Co najmniej 6 km jedziemy w dół! Droga bardzo sympatyczna z wieloma zakrętami niedużą stromizną i całą masą małych hopek. Jechałem tam dwa razy…ponieważ po pierwszym, chciałem to przeżyć na nowo! Najlepiej jedzie się tam na świeżo. Wtedy można naprawdę bawić się jazdą i każdym elementem technicznym trasy. Jeśli robimy większa pętlę i mamy już na budziku >50 kilometrów, to nawet tak świetny fragment zaczyna się dłużyć. Bez wątpienia jeden z lepszych odcinków na Singlach Glacensis. Kawał dobrej roboty! Dodatkowa zaleta to fakt, że trasa kończy się w centrum Stronia Śląskiego, skąd do Lądka już tylko 4 kilometry łatwego dojazdu do domu.

Międzygórze

Będąc przed ostatnim zjazdem pętli Stronie Śląskie, można również zdecydować o „nieznacznym” powiększeniu swojej wycieczki. Mowa tutaj o pętli Międzygórze, która wynosi raptem 28,5 kilometra i zdecydowanie nie wiedzie po terenie płaskim. Osobiście przejechałem tylko jej pierwszy fragment po czym wracałem szeroką drogą dojazdową. Udało mi się jednak podsłuchać, że pętla jest mocno widokowa i zdecydowanie jest warta odwiedzenia. Poprowadzona jest po terenie Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego i ogarnia naprawdę spory jego obszar. Dobra propozycja na kolejne wypady.

W stronę Przełęczy Kłodzkiej

Na południowy zachód od Lądka, znajdziemy kolejne single Glacensis, do których dojazd jest równie łatwy jak do pozostałych. Po pokonaniu niewielkiej odległości po asfaltach znowu wbijamy w las i tak już do odwołania. W stronę Przełęczy Kłodzkiej mamy do wyboru pięć pętli, nam udało się przejechać trzy z nich: Orłowiec, Złota oraz Chwalisław. Ostatnia z wymienionych to najładniejsza widokowo pętla, na której udało nam się być. To tutaj po raz pierwszy przypomniałem sobie o Szwajcarii, o której tak marzyłem w kontekście wakacji. Przypomniałem tylko po to, żeby stwierdzić, że już jej nie potrzebuje do szczęścia. Pętla w dużej mierze biegnie po odsłoniętych terenach ze znacznie mniejszą ilością drzew w stosunku do pozostałych. Teren jest mocno urozmaicony i prawdziwym wyzwaniem jest przejechać całą rundę, bez żadnego stopa na krótkie WOW!

Przejechane przez nas trzy rundy plus droga dojazdowa, dają w sumie około 60 kilometrów oraz około 900 metrów pionu. Jest co jechać, ale w takiej scenerii zupełnie zapomina się o zmęczeniu.

Godny wspomnienia jest również zjazd w kierunku Lądka z pętli Orłowiec. Znacznie wyższe bandy względem tego co znaliśmy do tej pory z Glacensisów i pozytywne flow. Dojeżdżając na dół można tylko pomyśleć: gdzie jest podjazd…jadę raz jeszcze!

Duszniki-Zdrój

Duszniki stanowiły dla nas bazę wypadowa w drugim tygodniu wakacji. Na mapie zachód Ziemi Kłodzkiej wygląda bardziej ubogo pod względem ścieżek, ale też jest gdzie jeździć. Było niemal pewne, że nudy nie będzie. Tuż za ośrodkiem, w którym mieszkaliśmy są już pierwsze single a kolejne niewiele dalej. Pętle: Gajowa, Orlicka, Sołtysia i Widokowa. Wszystkie udało nam się objechać i wniosek był jednoznaczny. Te Single projektowała już zupełnie inna osoba a idea Glacensisów mogła być wtedy zgoła odmienna. Trasy w okolicach Dusznik są już bardziej wymagające technicznie. Mamy tutaj zdecydowanie większe stromizny w dół a bandy są znacznie wyższe i perfekcyjnie wyprofilowane. Widać, że projektantowi chodziło o utrzymanie dobrego flow na trasach i uzyskanie większych prędkości na zjazdach.

Pętla Orlicka zaczyna się konkretną dzidą w dół po korzeniach. Później jest już znacznie łagodniej, ale wciąż nie są to ścieżki, które zapamiętaliśmy z okolic Lądka czy Czarnej Góry.

Pętla Sołtysia w sporym odcinku przecina stok narciarski na którym zaprojektowano sporo nawrotów po wysokich bandach. Jedzie się tam wyśmienicie. Jest to zdecydowanie propozycja dla większych wycinaków i sprawdzi się nawet w wersji enduro. Wyzwanie stanowi na pewno dotarcie na szczyt Orlicy. Z Dusznik mamy do zrobienia 400 metrów pionu. Dojazd jest poprowadzony szerokim szutrem, na którym procent wzniosu nie przekracza 7%, więc jedzie się to dość szybko, ale i tak długo. Bardzo dobre pętle do potrenowania, ale nieco mniej nadają się do rowerowej turystyki.

Kudowa-Zdrój

Na deser została nam Kudową, do której udało nam się dojechać czerwonym szlakiem pieszym, który również zachwycił różnorodnością terenu. Na pewno z przejazdu zapamiętam podjazd? pod Grodczyn. 36%, tyle zanotował mój licznik podczas wypychania roweru pod górkę. Możliwe, że było jednak znacznie więcej – prawdziwa ściana. To stanowiło jednak niewielki procent tego co zobaczyliśmy poza tym. A na drodze były przejazdy przez piękne panoramy, stare, kamienne wiadukty kolejowe a wszystko zwieńczone coraz bardziej czerwoną ziemia, rodem z kortów Rolanda Garrosa.

Ale wracając do Glacensisów. W okolicach Kudowy są cztery. Niewiele, ale nadrabiają jakością. Limity czasowe sprawiły, że objechałem wszystkie z wyjątkiem Pętli Widoczek. Wszystkie przypadły mi mocno do gustu i niemal idealnie wpisały się w moje oczekiwania. Pętla Everest faktycznie jest stroma. 14% nie spotkaliśmy na żadnym innym odcinku. Jest jednak fajnie poprowadzona i stromizna z całą pewnością nie dokucza, wręcz przeciwnie. Pętla za Rzeką wyglądała jak żywcem wyjęta z Pucharu Świata w Stellenbosh. Czerwona ziemia, wysokie bandy i następujące zaraz po sobie ostre zakręty. Podjazdy niemal jak w terenowej wersji Alpe D’Huez. Przednia zabawa i pomimo niewielkiej ilości kilometrów, można się tam dobrze bawić a po jednym przejeździe zdecydowanie nie mamy dość.

Okolice Barda i Bikepark Srebrna Góra

Warto wspomnieć jeszcze o ścieżkach w okolicach Barda. To tutaj można zrobić jedne z bardziej wymagających odcinków w stronę Przełęczy Kłodzkiej. Lub na północ w stronę bikeparku Srebrna Góra. Single w okolicy, charakteryzują się dużym pionem do pokonania a pętle nie są krótkie. Zdecydowanie postaram się to objechać w najbliższym możliwym czasie.

Na ten moment udało nam się przekręcić trochę kilometrów po Bikeparku Srebrna Góra. kolejny projekt godny wielkich braw! Już sam podjazd „Polak Potrafi”, robi niesamowite wrażenie i szybko zapominamy na nim o zachwytach nad Rychlebskimi Ścieżkami. Bikepark ma olbrzymi potencjał i nie dziwi mnie spore zainteresowanie nim już od samego rana. Zdecydowanie warto się tutaj zjawić i poświęcić na niego cały dzień. Propozycja dobra dla osób uprawiających wszystkie rodzaje jazdy terenowej, na każdym poziomie. Na górę można się dostać w łatwy sposób, transportem samochodowym, organizowanym przy parkingu. Można też pokonać wyżej wspomniany specjalnie przygotowany podjazd, który jest najlepszy po jakim kiedykolwiek jechałem!

Warto!

Trzeba przyznać, że rozpisałem się trochę, ale ilość tekstu jest wprost proporcjonalna do mojego zadowolenia z wizyty w okolicach Ziemi Kłodzkiej. Potwierdzam – to raj dla rowerzystów, ale nie tylko. W niedalekiej okolicy znajdziemy chyba wszystko poza morzem. Bogata w historię zwłaszcza tą z 2 Wojny Światowej, poprzecinana małymi miejscowościami, które wyglądają jakby czas stanął w miejscu, widokowo jedna z najlepszych miejscówek w jakiej kiedykolwiek byłem.

Komentowanie jest wyłączone.