Wout van Aert rządzi! Grudniowe CX

Grudzień to zawsze bardzo aktywny okres dla przełajowców. Sporo ważnych imprez, duża intensywność zawodów oraz niedaleka perspektywa walki o mistrzostwo w swoich krajach jak i o to światowe. W tym roku Grudzień zdominowały powroty, a wszystko zaczęło się w Boom. Wrócił w wielkim stylu Wout van Aert oraz będący również w świetnej formie Tom Pidcock. Rywalizację kobiet, po raz kolejny w tym roku zwiększyła Marianne Vos. Wciąż czekamy na powrót Mistrza Świata Mathieu van der Poela…a to już w najbliższy weekend.

Zaczynamy od wielkiego Boom!

Pierwszy weekend Grudnia dla wielu był bardzo trudny. Przyzwyczajeni do rywalizacji w sobotę jak i w niedzielę, musieliśmy się zmierzyć z odwołaniem Pucharu Świata w Antwerpii. Całe szczęście została jeszcze impreza Superprestige w Boom, która nie zawiodła.

Pogoda mocno przełajowa. Około 6 stopni, ale deszcz i w konsekwencji błotne jeziora nie rodziły obaw co do przegrzania organizmu. Najpierw trasę wypróbowały kobiety. W takich warunkach start jest bardzo istotny, ponieważ już na pierwszym zakręcie, można się pożegnać z marzeniami na dobry wynik. Od startu mocno ruszyła Inge van der Heijden. Dwudziestodwulatka ostatnio prezentuje dobrą formę i zazwyczaj kończy rywalizację w pierwszej dziesiątce. W błotnistym Boom radziła sobie bardzo dobrze i długo narzucała tempo, które w rezultacie poprawiła oczywiście Lucinda Brand.

Bardziej doświadczona z Holenderek najlepiej opanowała jazdę w trudnych warunkach, zwłaszcza zjazdy i jak już nas zdążyła przyzwyczaić, walczyła głównie ze sobą, trzymając rywalki w bezpiecznej odległości. Inge ukończyła rywalizację na drugim miejscu, wytrzymując do końca presję ze strony Betsemy, która wyraźnie się rozpędzała. Kolejny dobry występ po zawodach w Basancon zaliczyła kanadyjka Maghalie Rochette. W Boom, tuż za podium. W błotach Boom dobrze radziła sobie również, znana ze znakomitej techniki Celin Del Carmen Alvarado. Niestety, ostatnie kilometry trasy były bardzo słabe w jej wykonaniu i ostatecznie na mecie była siódma.

Powrót Wouta

Wyścig mężczyzn, to głównie koncentracja nad powrotem Wouta van Aerta oraz Thomasa Pidcocka. Od początku widać było, że ich powrót wniesie spore ożywienie w czołówce, ponieważ od samego startu zajmowali czołowe lokaty. Zazwyczaj powroty Wouta polegają na powolnym wkręcaniu się w realia CX. Nie tym razem. Przypominają się zeszłoroczne zawody w Dendermonde gdzie Wout zdeklasował…Van der Poela, robiąc nad nim blisko trzyminutową przewagę, a warunki były dość podobne.

Wout w Boom szybko sprawdził swoją aktualną moc i jako jedyny pokonał stromy, błotnisty podjazd, który dla wszystkich pozostałych był błotnistym PODBIEGIEM. Walkę tak naprawdę starał się nawiązać tylko Toon Aerts, ale na najtrudniejszym zjeździe miał zdecydowanie za dużo problemów. Przewaga Wouta zaczynała rosnąć do wartości, w których już zaczynamy mówić o różnicy poziomu i nawet wywrotka na wspomnianym zjeździe, nie zagroziła jego wygranej.

W osiągnięciu świetnego wyniku z całą pewnością pomógł też nowy rower Wouta. To pierwsze Cervelo w wersji CX. Wygląda świetnie i już latem tego roku, trafi do otwartej sprzedaży. Mieć rower, na którym ściga się Wout i Marianne Vos, dla fanów przełajów znaczy wiele.

Aerts po wielu problemach, ostatecznie ukończył zawody na drugim miejscu, a tuż za nim dojechał teamowy kolega i Mistrz Europy Van der Haar. W całych zawodach niewiele do powiedzenia miał Eli Iserbyt, który zawsze traci najwięcej na powrocie tych największych zawodników CX. W Boom niewiele zabrakło a wyprzedziłby go również Pim Ronhaar, który ewidentnie po ostatnim 3 miejscu poczuł krew.

Drugi z wielkich powrotów nie zakończył się tak spektakularnie, ponieważ Tom Pidcock dojechał na siódmym miejscu. Nie jest to oczywiście zły wynik, zwłaszcza, że miał on również sporo problemów i wywrotek. Ewidentnie trasa dała mu solidną lekcję pokory, ponieważ niektóre zjazdy starał się pokonać z prędkością gwarantującą glebę. Widocznie on również, uwierzył w magię nowego roweru.

Walka do końca

Zimowa edycja Pucharu Świata z całą pewnością nikogo nie zawiodła, a rywalizacja w wyścigu kobiet rozstrzygnęła się na ostatnich zakrętach. Pokryta śniegiem trasa potrafiła zaskoczyć i chyba nie było zawodniczki, której udałoby się pokonać ją bez choćby jednej wywrotki.

Od startu najlepiej radziła sobie młoda zawodniczka Pauwels Sauzen – Bingoal – Fem van Empel. Szybko udało jej się wygenerować niewielką przewagę, ale za plecami miała co najmniej dwie mocne zawodniczki. Denise Betseme, która dobrze sobie radzi w piasku, a zawody w Val Di Sole trochę przypominały tego typu trasy. Po niedługiej przerwie do ścigania w CX, wróciła również Mariann Vos, a spośród jej dotychczasowych trzech startów, wygrała dwa! Zabrakło za to zawodniczek Treka, czyli głównie liderki Pucharu Świata Lucindy Brand. Wiceliderka klasyfikacji (Betsema), walczyła o wygraną, ale również o odrobienie jak największej ilości punktów do swojej największej rywalki.

Wydawało się, że całe to zamieszanie punktowe niezbyt interesuję Van Empel. Utrzymywała wciąż dobre, mocne tempo i starała się popełniać jak najmniej błędów. Za jej plecami trwały przetasowania, dramaty, wywrotki, a do grona walczących o co najmniej drugie miejsce włączyła się mocna ostatnio Maghalie Rochette.

Na ostatniej z pięciu rund najmocniej przyspieszyła Vos. Wyprzedziła wszystkie kandydatki do drugiego miejsca, a rozpędzona szybko nadrobiła stratę również i do pierwszej Van Empel. Błąd na przedostatnim zakręcie kosztował ją kolejną wygraną w Pucharze Świata, a największy triumf w swojej karierze zanotowała 19toletnia Fem van Empel.

W pierwszej jedenastce, zameldowały się aż cztery zawodniczki z Włoch. Najlepsza z nich Eva Lechner zajęła czwarte miejsce wyprzedzając walczącą o klasyfikację generalną Denise Betseme.

Vout di Sole

W wyścigu mężczyzn również zabrakło zawodników Treka, co oznacza ubytek trzech kandydatów do wysokich lokat. Nie zabrakło za to Wouta van Aerta oraz Toma Pidcocka, dla których były to pierwsze zmagania z tegorocznym Pucharem Świata.

Od startu najlepiej ze śniegiem radzili sobie: Michael Vanthourenhout oraz Wout van Aert. To oni dyktowali najmocniejsze tempo oraz najszybciej zrozumieli, jak ustrzegać się błędów. Trasa była bardzo nieprzewidywalna i właśnie popełnione błędy, a nie moc, tak naprawdę generowały największe różnicę czasowe.

Wout szybko zaczął tworzyć przewagę nad resztą stawki i tylko Vanthourenhout starał się utrzymywać dystans dający mu szanse na ew. triumf. Za ich plecami walczyli głównie Iserbyt oraz popełniający sporo błędów i nie najszybciej biegający – Pidcock. Brytyjczyk ewidentnie dysponował tego dnia lepszą mocą oraz techniką. Każdą wypracowaną przewagę jednak szybko tracił albo podczas odcinków biegowych albo po błędach na trasie. Ostatecznie i tak ukończył rywalizację na podium a jest to dopiero jego drugi występ na przełajowych trasach w tym sezonie.

Kolejna wygrana padła łupem Van Aerta. Praktycznie cały wyścig jechał niezagrożony i nawet problemy na trasie nie wybiły go ze zwycięskiego rytmu. Trzy wyścigi i trzy wygrane. Wout zasłużył na odpoczynek…to znaczy obóz kondycyjny w Hiszpanii.

Wyniki: https://cyclocross24.com/race/val-di-sole/

Puchar Świata Rucphen

Holenderska runda Pucharu Świata, to klasyczna trasa przełajowa dla zawodników lubiących szybkie tempo. Tutaj nie ma czasu na zastanowienie i nie ma miejsca na błędy. Każdy taki może skutkować tym, że już najważniejsza grupa odjedzie, a dogonienie jej jest praktycznie niemożliwe. Charakterystycznym miejscem całej trasy jest ślimak, na którym przy większym tłoku ciężko o zdefiniowanie kto aktualnie prowadzi.

Od startu zawody zapowiadały się na wielką walkę między Marianne Vos i Lucindą Brand. W tej grupie starały się utrzymać jeszcze młode zawodniczki: Fem van Empel, która poznała już w tym sezonie smak zwycięstwa w elicie kobiet oraz Puck Pieterse. Niemal niemożliwego dokonała Denise Betsema, która od startu goniła prowadzącą i niezwalniającą grupę liderów, i nawet jej się ta sztuka udała.

Najważniejsza walka stoczyła się jednak między największymi rywalkami. Szosowe doświadczenie przemawiało na korzyść Vos i Marianne nie zawiodła. Na ostatniej prostej pokonała świetnie jadącą Brand, odnosząc kolejne w tym sezonie zwycięstwo w Pucharze Świata.

Podium uzupełniła Denise Betsema i trzeba przyznać, że było to minimum tego, co jej się należało po tym co zaprezentowała na trasie. Martwi trochę forma Celin Del Carmen Alvarado. Wydawało się, że wraca ona na właściwe tory, ale wiele wskazuje na to, że w tym sezonie samymi zawodami nie zbuduje już lepszej formy. W Rucphen ukończyła rywalizację na czternastym miejscu z ponad dwuminutową stratą. Nie najlepiej z szybką trasą poradziła sobie również, będąca ostatnio w świetnej formie Maghalie Rochette (23 na mecie).

Iserbyt VS Pidcock

Od czasu powrotu Wouta van Aerta, Eli Iserbyt pojawia się na najwyższym stopniu podium tylko w formie odebrania koszulki lidera klasyfikacji generalnej. To miało się zmienić w Rucphen, zwłaszcza że w Holandii miał walczyć tylko z Thomasem Pidcockiem, który preferuje bardziej techniczne trasy i tam zyskuje przewagę nad rywalami.

Podobnie jak w wyścigu kobiet walka była bardzo wyrównana i trwała do ostatnich metrów. Zgodnie z przewidywaniem największa rywalizacja toczyła się między Iserbytem i Pidcockiem. Belg miał znacznie lepszą sytuację wyjściową. Wspomagany mocnym Michaelem Vanthourenhoutem, jechał coraz szybciej i zaczął budować lekką przewagę. Pidcock nie miał zamiaru się poddawać, ale widać było, że nie przychodziło mu to z łatwością.

Na ostatnich metrach ostatniej rundy, stało się coś co będzie jeszcze długo komentowane w świecie CX. Pidcock wyprzedził Iserbyta na sztucznych przeszkodach, które znajdowały się tuż za 90 stopniowym zakrętem. Wyglądało to trochę tak, jakby Pidcock przyspieszył w locie i chyba w historii przełajów jest to pierwsza tego typu sytuacja.

Brawurowy manewr dał Pidcockowi zwycięstwo, zwycięstwo całkiem w jego zwariowanym stylu. Eli, po raz kolejny bez wygranej. W 15 sekundach za zwycięzcą zmieścili się jeszcze, trzeci na mecie Vanthourenhout, Hermans oraz Mistrz Europy – Van der Haar.

Na próbę swoich przełajowych możliwości zdecydował się Samuel Gaze. Nowozelandczyk ma moc, i od startu dało się to zauważyć, ponieważ był klasyfikowany w okolicach 10 miejsca. Później realia przełajów mocno przerosły Gaze i ostatecznie ukończył zawody na 43 miejscu. Myślę jednak, że nauka nie pójdzie w las.

Wyniki: https://cyclocross24.com/race/rucphen/

Klasyk w Namur

Belgijskie Namur, to trasa, na której chciałby wygrać każdy. Daleko jej od tego co widzieliśmy dzień wcześniej w Rucphen. Tutaj jest sporo podjazdów a na całej trasie trudno znaleźć odcinek, który nie jest wymagający technicznie. Mamy też sporo korzeni, które w tej części roku zawsze są śliskie.

Zdesperowany na odniesienie zwycięstwa z całą pewnością był Toon Aerts. Trasa w Namur zawsze mu pasowała, ale zawsze coś stawało na drodze do wygranej. Niestety nie inaczej było i w tym roku. Toon w pierwszej części wyścigu jechał we własnej lidze, zostawiając rywali daleko z tyłu. Wszystko zaczęło się psuć od momentu zwiększenia tempa przez Pidcocka, który również szlifował formę właśnie na zawody w Namur. Coraz większa presja, zmniejszająca się przewaga a narastające zmęczenie doprowadziły do błędu i defektu przedniego koła w Treku Aertsa. Belg musiał pokonać sporo metrów zanim dotarł do strefy serwisowej i z dużą przykrością patrzyło się na straty jakie ponosi vs siły jakie w to wkłada.  

Pidcock jechał coraz pewniej, ale za plecami miał jeszcze Michaela Vanthourenhouta, który nawet nie marzył o takiej sytuacji, że będzie się bił o wygraną w Namur. Jest on oczywiście w świetnej formie i wiele razy miałem wrażenie, że nawet w lepszej niż Iserbyt, któremu zazwyczaj pomaga, ale w Namur konkurencja zawsze jest wybitnie mocna. Michael miał ochotę wykorzystać niepowtarzającą okazje do zwycięstwa i swoim mocnym tempem, również doprowadził do kolejnych błędów Pidcocka.

Największa wygrana w karierze

Vanthourenhout wygrał w Namur, i chyba każdy kto kibicuje innym zawodnikom, tego dnia bił brawo Michaelowi. Wielki triumf, a wygrana po tak zaciętej walce, na tak trudnej ziemi, buduje na długie miesiące. Jak sam przyznał na mecie – jest to największa wygrana w jego karierze. Pidcock potwierdził, że ostatnie dwa okrążenia jechał już bez paliwa, które zapewne wypalił dzień wcześniej, tocząc zażarty bój z Iserbytem. Brytyjczyk jest niebywale utalentowany, ale wciąż widać po nim, że jest zwykłym człowiekiem, który potrafi mieć gorszy dzień i to osobiście bardzo doceniam. Mało kto lubi oglądać dominację.

Toon Aerts ostatecznie dojechał 51 sekund za zwycięzcą. Pomimo defektu, cały czas mocno gonił rywali wierząc do końca, że jest jeszcze szansa coś ugrać. Za to należą mu się wielkie brawa, ponieważ w Namur może wydarzyć się wszystko, a takie podejście pokazuje jego mistrzowski charakter.

Namur kobiety

W wyścigu kobiet było zdecydowanie mniej akcji a głównym wątkiem wyścigu, była batalia między Lucindą Brand a Denise Betsemą. Rywalizacja jednak odbywała się na dystansie, ponieważ praktycznie cały wyścig te dwie rywalki dzieliła co najmniej kilkunastosekundowa różnica. Dla Brand z pewnością nie był to łatwy wyścig, ponieważ w tak trudnych warunkach bardzo łatwo o błędy, a presja ze strony Betsemy nie słabła.

Ostatecznie Brand utrzymała przewagę, choć na ostatniej rundzie przewaga była już niewielka. Znowu z dobrej strony pokazały się młode zawodniczki. Puck Pieterse (3) oraz Fem van Empel (4). W trudach trasy Namur, o swoim talencie przypomniała również Celin Del Carmen Alvarado. Dużo traciła na podjazdach, ale nadrabiała na odcinkach technicznych. Ostatecznie czwarte miejsce przegrała na ostatnim podbiegu, a jej celem wydawało się, że tego dnia było podium. Pogoń za koleżanką z Alpacin-Fenix (Pieterse) sporo ją kosztowała.

Warto jeszcze wspomnieć o świetnej jeździe Helene Clauzel (6) oraz jej rodaczce, osiemnastoletniej Line Burquier (12). Francuzki w kolejnych latach mogą poważnie zagrozić Holenderkom. Wiele osób liczyło również na dobry występ Blanki Katy Vas, ale w tym roku trudy trasy okazały się dla młodej Węgierki zbyt duże. Ostatecznie nie ukończyła wyścigu, nie mogąc złapać odpowiedniego rytmu jazdy.  

Wyniki: https://cyclocross24.com/race/namur/

Przed nami okres świąteczny a to oznacza wzmożoną intensywność zawodów, na które nie trzeba będzie nawet czekać do weekendów. W końcu zobaczymy Mathieu van der Poela a jego konfrontacja z Woutem van Aertem będzie wisienką na torcie.

Komentowanie jest wyłączone.