Puchar Świata CX w Hulst

Po bardzo długiej serii wyścigów w Belgii w końcu przenieśliśmy się do innego kraju. Przenosiny trochę za miedzę, do Holandii, gdzie już dawno nie mieliśmy okazji oglądania zawodów na najwyższym poziomie. Wszyscy Holendrzy chyba oczekiwali wygranej Van der Poela, no i pełnego podium w wyścigu kobiet.

Trasa

Pętla w Hulst to taki przełajowy klasyk. Szeroko, dużo trawersów, nawrotów i bez większych podjazdów, a co za tym idzie, zjazdów. Elementów technicznych również nie zabrakło a wszystko za sprawą niemałego błota, zwłaszcza przy dojeździe/dobiegu do punktu serwisowego. W innych częściach trasy również łatwo było przeszarżować, o czym szybko przekonali się nawet najlepsi. Do pokonania jednego z podjazdów potrzeba było niemałej mocy i tylko najsilniejsi byli w stanie pokonać go na rowerze. Jeśli trasa była klasyczna, to oczywiście nie mogło zabraknąć częstych wymian rowerów. W Hulst odbywało się to praktycznie po każdym okrążeniu. Pikanterii dodał z pewnością spory wiatr, który na tak otwartym terenie zapewne nie ułatwiał rywalizacji.

Kobiety – faworytki

Zdecydowaną faworytką niedzielnej edycji, była Lucinda Brand. Trasa wydawała się być idealna pod jej sposób jazdy. Holenderka dysponuje zdecydowanie największą mocą a długie proste w połączeniu ze sporym wiatrem, są idealnym miejscem żeby tę moc zaprezentować.

Spore zainteresowanie wzbudzał również start 19to letniej Węgierki Blanki Katy Vas. Imprezy poprzedzające Puchar Świata padły właśnie jej łupem i widać było że jest mocna, pomimo gorszej obsady tychże wyścigów. Węgierka stała się równocześnie jedną z najmłodszych triumfatorek w belgijskich przełajach z najwyższej półki, zaraz obok Mariane Vos! Nie wspominając o fakcie, że niewiele jest narodowości, które są w stanie zagrozić Belgom lub Holendrom zarówno w wyścigach kobiet jak i mężczyzn. Blanka Kata Vas…to może być talent na wiele kolejnych sezonów.

Wyścig

Przedstartowe emocje dość szybko rozładowała Denise Betsema. Już na drugim okrążeniu przycisnęła mocniej, gubiąc największe rywalki. Co prawda dystans między rywalkami nie był ogromny, zwłaszcza że Lucinda Brand zawsze pierwsze okrążenia jedzie dość ostrożnie. Nie mniej dobrze radziły sobie Celine del Carmen Alvarado, Annemarie Worst oraz Blanka Kata Vas. Szybko z tego grona wypadła Węgierka, która nie dysponuje jeszcze taką mocą, żeby zagrozić tym największym, ale jest na dobrej drodze żeby już niebawem to zrobić. Do grona pościgowego dołączyła za to Brand, której jednak trasa nie do końca spasowała. Odczuła to w kilku sekcjach zwłaszcza podczas stromego zjazdu prosto w błoto. Ten odcinek sprawiał wiele problemów nie tylko kobietom.

Wietrzna pogoda i 15 cm podkładek pod mostkiem nie zatrzymały Betsemy w drodze po wygraną w holenderskiej edycji Pucharu Świata. Praktycznie nie było chwili, żeby Denise musiała się bardziej martwić o wygraną. Od startu jechała swoje i to ona najlepiej czuła trasę w Hulst.

Ciekawie było jednak za jej plecami. CDCA stoczyła kolejną już w tym sezonie bitwę z Brand. Tym razem to starsza Holenderka okazała się lepsza, co dało jej jednocześnie wygraną w całym tegorocznym cyklu Pucharu Świata. CDCA zostało trzecie miejsce, satysfakcja z dobrej jazdy i wyrównanej walki. Po raz kolejny świetnie się zaprezentowała młoda Amerykanka Honsinger, kończąc zawody na szóstym miejscu, tuż za plecami Blanki Katy Vas.

Mężczyźni

Po wyścigu mężczyzn spodziewałem się wiele. Nieprawdopodobnie mocny Van Aert, Tom Pidcock, wracający po lekkim urazie Izerbyt i jeszcze do tego Toon Aerts, który oficjalnie mówił, że trasa w Hulst wybitnie mu pasuje. To oni mieli tworzyć presję na MVdP, który oczywiście bezdyskusyjnie był uważany z bitego faworyta.

Niestety, zawody się rozstrzygnęły na 2 z 10 okrążeń. Nie życzę nikomu źle, ale oglądając jak przewaga rośnie o 30 sekund na jednej rundzie, zaczynałem zaklinać jakiś defekt czy zerwanie łańcucha. Chciałem po prostu oglądać walkę a nie liczyć, iledziesiąt sekund Van der Poal nadrabia nad kolejnym rywalem. Nienawidzę dominacji, zwłaszcza w dyscyplinie, którą tak lubię i wiem, że inni zawodnicy nie znaleźli się na tej trasie z przypadku, i że równie ciężko trenują. Powagi sytuacji dodaje fakt, że tylko 17 z 52 startujących nie dostało dubla od Holendra!!!

Nie sądzę, że tego dnia był w stanie ktokolwiek zagrozić MVdP. Drugi na mecie Wout Van Aert miał jednak sporego pecha? już na samym początku. Podczas wymiany roweru, serwisant podający czysty rower sprawił Belgowi niemałego psikusa, co kosztowało Van Aerta sporo cennych sekund w decydującym momencie wyścigu. Van der Poel szybko zorientował się, że jego najgroźniejszy rywal jest daleko, a za plecami ma tylko Toona Aertsa. Wtedy zaczęła się dominacja, która trwała aż do samej mety.

Z ciekawych fragmentów należy wymienić ambitną walkę Pidcocka o drugie miejsce. Walki by nie było, gdyby nie kolejne błędy Van Aerta. Tego dnia było ich zdecydowanie zbyt wiele. Po raz kolejny wywrotkę zakończoną wizyta w szpitalu zanotował Eli Iserbyt. Ponownie chłopak ma sporo szczęścia i wygląda, że pojedzie w mistrzostwach Belgii.

Kalendarz

4 Stycznia był pierwszym dniem w 2021 roku bez wygranej MVdP. W najbliższym czasie intensywność wyścigów nieco osłabnie. Szczyt sezonu za nami a na horyzoncie zmagania o narodowy czempionat. Później jeszcze kilka wyścigów i najważniejsza impreza sezonu zaraz obok ścigania w Namur – czyli Mistrzostwa Świata! 24 Stycznia odbędzie się ostatnia edycja Pucharu Świata, w której poznamy zwycięzcę tegorocznej edycji. Jeśli Wout Van Aert dojedzie na drugim miejscu to utrzyma przewagę w klasyfikacji, nawet pomimo ew. wygranej Van der Poela. Z nadzieją na więcej emocji czekamy na drugą połowę Stycznia.

Komentowanie jest wyłączone.