Puchar Świata MTB. Albstadt

Jesteśmy dwa dni po emocjach związanych z inauguracją Pucharu Świata w Albstadt i dwa dni przed kolejną dawką emocji, która czeka nas w Novym Mescie. Takie tempo to ja rozumiem, tym bardziej że głód po ubiegłym mikro sezonie jest olbrzymi. Działo się naprawdę sporo i wiele niewiadomych udało się rozwiązać. Trzeba jednak brać pod uwagę, że jest to dopiero pierwszy wyścig sezonu i to olimpijskiego!

Piątkowe sprinty

Już w piątek maszyny zawodników były rozgrzane do czerwoności. Piątek jest też tym dniem, w którym trzeba wybrać na jakim rowerze zawodnik pojedzie w niedzielnym wyścigu głównym. Faworytów wśród mężczyzn należało szukać w gronie super koni, czyli: Mathiu Van der Poel oraz Henrique Avancini. Holender jak zwykle pewny swego, najpierw pochodził trochę w formie reklamy w nowych okularach Oakleya. Później trochę popilnował rower, kiedy wszyscy piłowali rolki na rozgrzewce a na koniec wygrał piątkowe XCC. Chyba nikt nie jest w stanie obecnie wygenerować takiej mocy jak MVdP a jedyny który próbował to zrobić to Nino. Szwajcar to oczywiście doświadczony zawodnik i zapewne brał pod uwagę również fakt, że prawdziwe ściganie będzie dopiero w niedziele. Zaskoczył Victor Koretzky, który na finiszu ograł właśnie Szwajcara i dojechał na drugim miejscu.

Wśród kobiet działo się znacznie więcej albo było więcej niespodzianek. Niespodzianką na pewno nie była wygrana Pauliny Ferrand Prevot. Potrafi ona jeździć XCC i chyba obecnie jest zawodniczką z najlepszym balansem między świetną kondycją a dużą siłą. Bardzo dobrze poradziła sobie Linda Indergand, która ukończyła rywalizację na drugim miejscu i była jedną z bardziej aktywnych zawodniczek na trasie. To również jej debiut w nowym teamie Liv. Nie mniej aktywna była Rebecca Mcconnell, która była szósta na mecie. Duże zaskoczenie na plus to występ młodej Francuzki Loany Lecomte. Nie ma ona postury zawodniczki, która byłaby w stanie walczyć w wyścigach XCC, ale widać że dysponuje mocną nogą. W piątek ukończyła rywalizacje na piątym miejscu, dzięki czemu miała możliwość startu z pierwszej linii podczas niedzielnej rywalizacji. Niespodzianka na minus to z kolei postawa Evie Richards, która ma predyspozycję do walki na takim dystansie a w piątek dojechała dopiero na 29 miejscu.

Trochę o trasie

Albstadt to bardzo kondycyjna runda. Największą trudność stanowią tutaj podjazdy. Jest ich sporo i niemal wszystkie są bardzo strome. Stąd też wybór roweru jest tutaj kluczowym elementem. Od wielu lat na ściganie w Niemczech, zawodnicy wybierali rowery HT. Teraz nie jest to już takie oczywiste, ponieważ technologia poszła już tak mocno do przodu, że nawet fulle radzą sobie nie gorzej a poza tym dają większą pewność na zjazdach i dodatkowo lepiej chronią tylną oponę na kamienistych sekcjach. Na popularnego „sztywniaka” podczas weekendowych zawodów częściej decydowały się kobiety. Wśród mężczyzn przeważał rower z pełnym zawieszeniem. Patrząc jednak na piątkowe i niedzielne wyniki, nie wiem czy wybór odpowiedniej maszyny ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie…

Kobiety

W niedzielnym wyścigu wszystko ułożyło się bardzo szybko. Spokojnie można powiedzieć nawet, że zdecydowanie za szybko, ponieważ jeszcze przed wjazdem na główna rundę liderka zrobiła olbrzymia przewagę. To, że prowadziła Loana Lecomte nikogo nie zdziwiło. Zaskoczeniem było jak łatwo to zrobiła i jak olbrzymią przewagę udało jej się wygenerować. Każdy oczywiście miał w głowie trudy najbliższych pięciu okrążeń i żadna z zawodniczek nie chciała się wystrzelać ze wszystkich sił zaraz po starcie. Najszybciej na odjazd Francuzki zareagowały Kate Courtney, Anne Terpstra oraz Pauline FP. Doświadczone zawodniczki z każdym metrem zwiększały tempo, ale w żaden sposób nie przekładało się to na pomiary różnicy czasu do prowadzącej Loany. Francuzka z niebywałą łatwością i lekkością pokonywała kolejne górki na których budowała olbrzymie różnice do bardziej doświadczonych rywalek.

Bardzo dobrze od startu radziła sobie Jolanda Neff, która po problemach związanych z kontuzją możliwe, że powoli wraca do swojej standardowej formy. W niedziele na pewno zabrakło jej wytrzymałości i w końcowej fazie wyścigu straciła kilka pozycji. Bardzo mocne okazały się za to, znana z dobrej jazdy po stromych górach: Yana Belomoina oraz Helley Batten – amerykańskie objawienie weekendowych zawodów. Amerykanka ukończyła ostatecznie zawody na trzecim miejscu a Ukrainka na piątym.

Dobry wyścig zaliczyła również Maja, która do ostatnich metrów rywalizowała ze swoją dobrą znajomą Jolandą Neff. W rezultacie ukończyła rywalizację na 14 miejscu z nie aż tak dużą stratą do rywalek…nie licząc zwyciężczyni niedzielnej rywalizacji Loany Lecomte. Trasa trasie nie równa, ale Francuzka będzie w tym sezonie faworytką wszystkich wyścigów. Na podjazdach jest niedoścignięta, ale zjazdy nie wychodzą jej również gorzej. Dysponuje świetną techniką a jedyne co może ją zawieść to mniejsze doświadczenie.

Men’s Power

Wśród panów działo się znacznie więcej. Sytuacja zmieniała się na każdym okrążeniu a rywalizacja trwała do ostatnich metrów! Oczywiście od startu MVdP jechał swoje i ewidentnie nie miał zamiaru oglądać się na przeciwników. Już na pierwszych podjazdach dał pokaz swojej olbrzymiej mocy, ale zapomniał o jednym. To nie jest rywalizacja CX na praktycznie płaskiej trasie. Nie licząc kilku wyjątków, zawodnicy do sezonu XC przygotowują się cały rok nie startując w innych rywalizacjach. Wszystko podporządkowane jest tylko pod Puchar Świata, Mistrzostwa no i w tym roku również Olimpiadę. Mathieu szybko zapłacił za swoją pychę. Ugotował nogi i już na drugim okrążeniu można było go szukać na końcu…drugiej dziesiątki. Swoje zapłacił również Avancini, który jako jedyny od startu starał się utrzymać koło Holendra, zapominając, że jeszcze trochę dystansu przed nimi.

Tom Pidcock

Prawdziwa bomba to Tom Pidcock. Brytyjczyk startowała z 11 linii startowej! Udało mu się uniknąć zakorkowania na trasie i jeszcze na pierwszej rundzie miał zaledwie 30 sekund straty do czołówki. Na trzecim okrążeniu już prowadził! Pidcock to nieprzeciętny talent. Świetny na podjazdach a na zjazdach jest wariacko szybki. Pierwsza część wyścigu musiała go kosztować masę energii co było widać na dystansie. Ostatecznie ukończył rywalizację na piątym miejscu a jechał z setnym numerem startowym!!!

Wróćmy jednak do rywalizacji. Przetasowania w czołówce wyścigu trwały w najlepsze. Z dobrej strony pokazał się Ondrej Cink z Krossa, nieźle jechał również Mistrz Świata Jordan Sarrou, a Anton Cupper niemal rewelacyjnie. Zgodnie z przewidywaniem czołówkę uzupełniał Nino oraz niebywale mocny Mathias Flueckinger. To on na całym dystansie podjął najwięcej prób zademonstrowania swojej mocy i widać było, że jeśli dojedzie razem z czołówką do ostatniego okrążenia to będzie faworytem. Faktycznie dojechał, ale problemy techniczne z opuszczaną sztycą mocno pokrzyżowały mu plany na wygraną. Dużą część ostatniej rundy zmuszony był jechać cały czas w pozycji stojącej – to musiało mocno boleć! Wielkie słowa uznania, że ostatecznie ukończył niedzielne zawody na trzeciej pozycji. Uważam, że gdyby nie techniczne problemy byłby nieco wyżej.

Finisz

Nino bardzo szybko zauważył problemy Mathiasa i nie miał zamiaru czekać aż kolega z kadry je rozwiąże. Zaatakował mocno na końcówce podjazdu a jedynym który powalczył z Nino był Victor Koretzky. Francuz przez cały wyścig jechał równo bez większego szaleństwa i nie starał się również demonstrować wszystkim swojej mocy. Szybko dogonił Schurtera na płaskim odcinku a pęd jaki wygenerował pozwolił mu na wyprzedzenie Szwajcara. Kto jest na ostatnim zakręcie na prowadzeniu ten wygrywa! i tak właśnie wyglądał równie finisz niedzielnych zawodów. To pierwsza wygrana Koretzkyego w Pucharze Świata i wydaje się, że w tym sezonie trzeba będzie się z nim liczyć.

PEŁNE WYNIKI

Co nas zaskoczyło?

  • Wygrana Koretzkyego. Przed pucharowe zawody pokazały, że jest mocny, ale chyba mało kto przypuszczał, że tak dobrze poradzi sobie w rywalizacji z największymi tej dyscypliny.
  • Pidcock na piątym miejscu. Jak lubię Brytyjczyka to nie przypuszczałem, że będzie w stanie ukończyć zawody w pierwszej 14, która pozwoli mu w Novym Mescie na rywalizację w XCC.
  • Anton Cooper. Bardzo dobra równa jazda zawodnika Treka. Dawno nie widziałem tego zawodnika w tak dobrej formie.
  • Słaby Absolute Absalon. Tylko Titouan Caroud zapunktował wśród mężczyzn w rezultacie team zajął 23 miejsce! Wśród kobiet twarz zespołu uratowała PFP.
  • Alan Hatherly najlepszy w Cannondale. Duże słowa uznania za świetną mocną jazdę czego nie można powiedzieć o Simonie Andreassenie.
  • Joshua Dubau i Thomas Litscher. Podobnie jak Pidcock, startowali oni z dalekich pozycji a ukończyli rywalizacje w drugiej dziesiątce. W kolejnych zawodach mogą być bardzo mocni.
  • Olbrzymia moc Lecomte. Łatwość z jaką wygrała niedzielne zawody wyglądała imponująco.
  • Haley Batten. Trzecie miejsce i świetna jazda zarówno w XCC jak i XC.

I jeszcze tylko…

Trzeba jeszcze wspomnieć o dobrym rezultacie Bartka Wawaka (31) oraz Filipa Helty (48, a miał 121 nr startowy). Mocna była również Węgierka Blanka Kata Vas w wyścigu U23, która ukończyła zawody na trzeciej pozycji. Niestety zawodów elity kobiet nie ukończyła Ceylin del Carmen Alvarado, która mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie udowodni swój talent.

Już w piątek zaczynamy rywalizację w Czechach. Ulubiona trasa Nino Schurtera, na której powinien po raz kolejny powalczyć o 33 triumf pucharowy. Zobaczymy, jak poradzą sobie zawodnicy, którzy w ubiegłym roku błysnęli na trasie w Novym Mescie. Zapowiada się co najmniej ciekawie!

Krótkie powtórki zapewne pojawią się na kanale UCI.

Komentowanie jest wyłączone.