Dare to Be Piwniczna Zdrój. Zapowiedź

Czy po raz kolejny wystarczy mi odwagi na start w Piwnicznej? Wygląda na to, że tak! To prawdziwy klasyk i maraton przez wielkie M. Jeśli ktoś spotkał kiedykolwiek na mecie w Piwnicznej zawodnika, który wciąż czuł niedosyt jazdy, to znaczy, że zawodnik ten pomylił trasy.

Dużo

Na trasie w Piwnicznej wszystkiego jest dużo. Już na najkrótszej trasie mamy dwie góry, ale za to jakie. Jeśli pierwsza jest jeszcze stosunkowo łatwa, ponieważ w 80% prowadzi wąskimi, górskimi asfaltami, to już kolejna jest prawdziwą próbą charakteru. Wydaje mi się, że to może być nawet najtrudniejsza trasa Mini (tutaj quarter), ze wszystkich dostępnych u nas w kraju.

Właśnie drugi podjazd to ten element trasy, który generuje największe zmęczenie w naszym organizmie. Zaczyna się na 10 kilometrze i tam czeka na nas kolejnych pięć podjazdu. Podjazdu stromego od samego startu. W niektórych miejscach jest on wyłożony ażurowymi płytami, na których przy tak niskiej prędkości ciężko nawet utrzymać prostą linię jazdy. Co chwile któraś opona wpada w niewygodny dół a stromizna nie popuszcza. Gdy już wydaje się, że wyżej wyjechać się nie da, wtedy wyrasta przed nami niezła ścianka wyłożona luźnymi kamieniami, po których wyjeżdżają tylko najmocniejsi.

Half czy Full?

Na szczycie trasa rozgałęzia się na dystanse Quarter oraz Half i Full. Na śmiałków, którzy wybrali najdłuższe dystanse czekać będzie jeszcze około 14 kilometrowy podjazd, który bezlitośnie sprawdzi co zostało w nogach po poprzednich trudnościach. Dla zawodników z dystansu Full, podjazd ten będzie liczony razy dwa! Zanim jednak się on zacznie, musimy jeszcze porządnie zagrzać hamulce na długim i stromym zjeździe do Rytra.

Trochę o zjazdach

Na zjazdach w Piwnicznej czuję chyba największy niedosyt. Oczywiście są one kamieniste, długie, wymagają koncentracji, której np. zabrakło mi dwa lata temu. Brakuje mi jednak czegoś bardziej rowerowego, wąskiego, rodem z bikeparku. Czuje niedosyt, że te wszystkie cierpienia pod górę pokonuję w dół szerokimi drogami, które nigdy nie dają takiej frajdy jak wąskie techniczne single. Zdaje sobie jednocześnie sprawę, że to tylko moja subiektywna ocena i jest cała masa zawodników, którzy tylko czekają na takie odcinki, ponieważ szybkość na tego typu zjazdach daje sporą porcję adrenaliny. Taka też jest charakterystyka tamtejszych okolic, które mają chyba najniższy wskaźnik wykorzystania do potencjału. Z jednej strony daje to wolność i ciszę, której nie znajdziemy w bardziej popularnych częściach Polski. Z drugiej, brakuje właśnie infrastruktury stricte rowerowej, bezkolizyjnej z osobami chcącymi zwiedzać okolice pieszo.

Już w ubiegłym roku impreza w Piwnicznej miała zmienić swój charakter. Zapowiadane było dwudniowe ściganie, które ostatecznie w tym roku spotkamy na kolejnych zawodach w Stryszawie oraz Krynicy. Może za rok coś podobnego w końcu uda się również zorganizować właśnie w Piwnicznej. Do trzech razy sztuka.

Zakładam, że w niedzielę na starcie zjawi się jak zwykle duża grupa odważnych. Harda Horda również będzie reprezentowana przez kilku zawodników, dla których trasa w Piwnicznej będzie dopiero pierwszym startem w sezonie. Do zobaczenia na trasie i jedźcie bez defektów.

Zdjęcia: Dare to Be

Komentowanie jest wyłączone.