Rowerowe olbrzymy

Trochę już w życiu widziałem. Jeździłem po różnych bikeparkach w kilku górzystych krajach i odwiedziłem większość tych dostępnych w Polsce. Rowerowe olbrzymy trzeba jednak rozpatrywać w zupełnie innej kategorii, ponieważ są to trasy jedyne w swoim rodzaju. W Internecie można przeczytać wiele subiektywnych opinii na temat tych tras, my postanowiliśmy napisać o nich coś obiektywnego!

Jaka idea

Rowerowe olbrzymy nie są klasycznym bikeparkiem. Jest to sieć ścieżek poprowadzona lasami w okolicach Piechowic, z jak najlepszym wykorzystaniem istniejącego terenu. A teren jest z perspektywy Małopolanina wyjątkowy. Największą zaletą są odcinki poprowadzone po kamieniach. Nie są to jednak sterty luźno leżących kamieni, tylko olbrzymie skały pomiędzy którymi zostały przeprowadzone ścieżki. Nie jest rzadkością również sytuacja, w której ścieżka przeprowadzona jest bezpośrednio przez olbrzymie głazy. Wszystko podzielone jest na sekcje, coś na wzór odcinków specjalnych w rajdach samochodowych. Pętle często są uzupełniane istniejącymi już ścieżkami, czyli takimi mniej atrakcyjnymi z perspektywy rowerów MTB, ale często dającymi odrobinę wytchnienia. Całość jest podzielona na stronę wschodnią – czyli łatwiejszą oraz zachodnią, z przewagą czerwonych ścieżek.

Rowerowe Olbrzymy to zdecydowanie idealna propozycja dla miłośników aktualnej formy zawodów XC. Każdy kto wie na czym polegają górskie maratony nie będzie zaskoczony tym co zastanie na miejscu. Osobiście całość pokonywałem na rowerze HT, ale tym preferowanym zdecydowanie jest taki z pełnym zawieszeniem. Teren na sztywnym rowerze potrafi wykończyć, ponieważ na trasie cały czas coś się dzieje. Jeśli ktoś myśli o Olbrzymach w kontekście jazdy enduro to myślę, że również się nie zawiedzie.

Legenda

Są trzy ważne elementy, na które należy zwracać uwagę podczas jazdy na Rowerowych Olbrzymach.

  1. Wspomniane już wcześniej odcinki specjalne, czyli tak naprawdę istota Rowerowych Olbrzymów. Na mapie są widoczne jako linie ciągłe, a dla nas oznaczają jazdę po specjalnie przygotowanych ścieżkach. Te które na mapie są zaznaczone linią przerywaną, to tylko łączniki w celu zapewnienia ciągłości na danej pętli. Takie fragmenty to zazwyczaj nudny szuter, ale po zrobieniu już kilku cięższych odcinków, często witamy je z uczuciem wytchnienia.
  2. Kolor kwadratu oznaczającego odcinek. Nie należy zwracać uwagi na kolor ścieżki tylko właśnie na etykietę, która oznacza konkretny fragment. Tutaj mamy również dwa wyjścia. Albo mamy kolor niebieski, czyli trasy łatwiejsze, ale wciąż wymagające. Na nich to my decydujemy jak mocno skomplikujemy sobie jazdę. Wszystko regulujemy szybkością jazdy, która zależy również od watów w nogach. Z całą pewnością im szybciej jedziemy tym łatwiej pokonujemy kolejne fragmenty a radość z jazdy oraz adrenalina wskakuje na odpowiedni poziom. Kolor czerwony to już wyższy level. Na takich fragmentach należy liczyć się z solidnymi rockgardenami, które wymagają odpowiedniej prędkości wjazdowej. Na czerwonych trasach znajdziemy też sporo zjazdów po tytułowych Olbrzymach, które wymagają już większej techniki a w niektórych miejscach sporo odwagi.
  3. Kierunek jazdy. Trasy jak to w bikeparku w większości są jednokierunkowe. Na całym terenie znajdziemy po drodze jeszcze kilka innych strzałek, które wyglądają podobnie do tych olbrzymowych, ale nie koniecznie zaprowadzą one nas tam, gdzie byśmy chcieli. W razie wątpliwości najlepsza będzie appka: darmowe mapy.cz lub nie zawsze darmowe Trailforks.

Najlepsza baza

Jest to już drugie podejście do Rowerowych Olbrzymów, a to zeszłoroczne było nie do końca udane. Jeśli ktoś planuje wizytę w bikeparku z nie tak odległego Karpacza, to zdecydowanie odradzam! Zdecydowanie za daleko a w dodatku mamy do pokonania sporo pionu, również po asfaltach. W tym roku bazą był Podgórzyn, czyli trochę zapomniana miejscowość, która jak się okazało kiedyś miała swoje chwile świetności. Co ciekawe, jaj górna część kiedyś była nawet połączona TRAMWAJEM z oddaloną o kilka dobrych kilometrów Jelenią Górą! Z Podgórzyna dojazd zarówno do wschodniej jak i zachodniej części tras był wyjątkowo prosty i przyjemny. Można go było również trochę skomplikować – co kto lubi. Perfekcyjną lokalizacją wydaje się być sąsiedni Sobieszów, ponieważ tak naprawdę w tej miejscowości zazwyczaj wszystko się zaczyna.

Kiedy nie jechać

Rowerowe Olbrzymy ze względu na spory procent skalnego podłoża są bardzo odporne na padający deszcz. Skały mają strukturę pumeksu, nie są śliskie ani porośnięte mchem. O brak trakcji lepiej się nie martwić, bez względu na zastosowane opony. Nie polecałbym jednak wybierać się tym, którzy właśnie kupili nową korbę lub pedały. Po kolejnym dniu zmagań z terenem uważałem już panicznie na to, żeby nie uderzyć korbą w cokolwiek…ale to jest chyba niemożliwe. W formie relaksu zaczynałem nawet liczyć ilość takich incydentów, starając się odrobine rozładować złe emocje. Niestety – taki teren, ofiary muszą być!

W artykule umieszczam wiele zdjęć, na których widać mniej lub bardziej skomplikowane odcinki tras. Należy pamiętać, że zdjęcia nie oddadzą tego jak dany fragment odbieramy z perspektywy kierownicy, gdzie dochodzi zmęczenie. Na Rowerowych Olbrzymach jest sporo fragmentów, które przejechałby niemal każdy, ale jeśli jest to fragment dłuższej rundy a poprzedzające go odcinki również do łatwych nie należały, wówczas z małej przeszkody robi się duży problem. Należy o tym pamiętać, oceniając swoje możliwości w kontekście wyjazdu na Olbrzymy. Trochę pokory się przyda.

Wschód

Wschodnie ścieżki Rowerowych Olbrzymów to idealna baza na start oraz na zapoznanie się z tym czego możemy się spodziewać na tutejszych ścieżkach. Większość pętli to odcinki oznaczone na niebiesko a te czerwone nie są tak skomplikowane jak odpowiedniki ze ściany zachodniej.

Na początek mamy tutaj dwie duże pętle Perun oraz Borowy, nazywany przez nas Bobrowym. Obydwie te pętle są stosunkowo łatwe, zwłaszcza Borowy i w większym procencie są poprowadzone po istniejącej już wcześniej strukturze rowerowej. Odcinki specjalne na tych rundach nie są trudne, ale dają już poczuć prawdziwą radość z jazdy.

Będąc na pętli Borowy mamy możliwość odbicia na jeden z nielicznych po wschodniej stronie odcinek z czerwonym oznaczeniem…i tutaj się wszystko zaczyna. Licho to niewiele ponad 2-kilometrowa pętla, ale zazwyczaj jak już byłem w okolicy, to jechałem ją razy dwa. Ścieżki stają się tutaj już znacznie węższe a korzenie z poprzednich odcinków wyparte są przez kamienie. Znajdziemy tutaj kilka technicznych fragmentów, a niewyprofilowane zakręty trzeba pokonywać z odpowiednią techniką. Wisienką na torcie jest końcowy fragment trasy. Najpierw świetna sekcja po głazach, na której jadąc pierwszy raz zabłądziłem. Z perspektywy najazdu nie widać, gdzie prowadzi trasa, a jak już jest za późno wówczas wiadomo, że trzeba było jednak skręcić w lewo. Na koniec jeszcze trochę mniejszych skał oraz stromy kilkumetrowy fragment, na którym trzeba mocno zredukować. No palce lizać!

Skrzat, Czart i inne demony

Borowy to również baza wypadowa na kolejną rundę – czyli na Skrzata. Tutaj już się dzieję i to dzieję na nieco większą skalę. Pomimo niebieskich oznaczeń trasa daje popalić zarówno w górę jak i w dół. Kilka serpentyn, sporo kamieni, ale bez jakiś większych trudności. Pod warunkiem pełnego zawieszenia lub co najmniej dobrze dobranego ciśnienia w oponach, jazda tym fragmentem to czysta przyjemność.

Kolejne bardzo podobne odcinki, które są głownie tymi podjazdowymi to Utopiec oraz Błotnik. Całość można sobie urozmaicić zjazdowym, technicznym Czartem. Tutaj mamy już wersję czerwoną – warto wjechać! Pod żadnym pozorem nie proponuje jazdy Jagą. Raz, że ciężko znaleźć jej początek, a jak już to zrobimy to zabłądzimy jeszcze parę razy na trasie. W rezultacie pozostaje tylko niesmak i żal, że w formie zjazdu nie wybraliśmy pokonywanego wcześniej Skrzata.

Last but not the least…

Na koniec strefy wschodniej Rowerowych Olbrzymów zostaje nam najlepsza i najdłuższa runda, która niemal w pełni jest odcinkiem specjalnym. Poświst daje nam zdecydowanie największe flow i po pierwszym przejechaniu rundy, grzechem jest nie wjechać na nią po raz kolejny. Mocne ręce i silne nogi przydadzą się do uzyskania tutaj odpowiedniej prędkości przelotowej. W uszach miałem tylko stały tekst Barta Brentjensa z RedBullTv: „care of speed, keep the momentum…”. Tak, to zdecydowanie recepta na sukces na tym odcinku. Świetny, godny polecenia i zaraz koło Licha najlepszy w części wschodniej.

Zachód

Blok zachodni rozpoczyna Leszy. To również dobry 2-kilometrowy odcinek, który pokazuje różnicę między niebieską trasą na wschodzi a zachodzie. Warto sobie przejechać całą rundę i zweryfikować swoje myślenie na ten temat, ponieważ kolejne odcinki łatwiejsze już nie będą.

Największa kontrowersja to następujący później Rokitnik. To też jedyna trasa, na której świadomie musiałem sprowadzić rower, a przymierzałem się do newralgicznego odcinka co najmniej pięć razy! Trudny fragment zaczyna właśnie całą pętlę. Wjazd na następujące po sobie olbrzymie głazy potrafi zatrzymać, a później już tylko ostro w dół. Oglądałem ten odcinek parokrotnie i nie znam recepty na jego przejechanie. Prawdopodobnie musiałbym zobaczyć jak ktoś inny to robi i nie wiem też, czy powalone drzewo nie zepsuło tutaj najlepszej ścieżki przejazdu. Później Rokitnik oferuje nam jeszcze kilka mniejszych skałek, na których dobrze znać linię jazdy. Są również rockgardeny i ciekawe wyprofilowane zakręty. Jak na niebieski kolor etykiety, jest to bardzo skomplikowana trasa. Za każdym razem jak tam byłem, moja czujność wskakiwała na najwyższe obroty. Jak dla mnie i na mój rower, prawidłowa etykieta tej rundy powinna być ciemno czerwona!

Zielona linia wydaję się być idealną, co widać po śladach korby na wjeździe z tej strony skały. Poza ryzykiem uszkodzenia korby mamy tam jeszcze sporą dziurę w skale, która również nie ułatwia wjazdu, a prędkość najazdowa również nie jest optymalna.

Czerwona linia to pozycja wyjściowa dla mojego toru jazdy. Zazwyczaj tutaj się zatrzymywałem, ponieważ zakręt o 90 stopni na kolejnej półce skalnej stwarza za dużą blokadę w mojej głowie. Gdyby to się udało, reszta wydaje się być banalnie prosta.

Wciąż trudno

W drodze na szczyt bloku zachodniego mijamy jeszcze takie odcinki jak Skarbek i Zmora. Obydwa to szlaki czerwone i z tą klasyfikacją nie ma co dyskutować. Pod górę wiele razy pokonujemy odcinki, które wymagają odpowiedniej prędkości najazdowej. Taką można wygenerować tylko odpowiednią mocą w nogach…technika nie ma tutaj nic do gadania. Zjazdy przypominają właśnie najtrudniejsze sekcje Rokitnika i osobiście miałem na tych odcinkach kilka sytuacji sprawiających, że zrobiło się cieplej niż wskazywałaby na to temperatura otoczenia. Bardzo dobre odcinki na przełamanie barier w technicznym terenie. Najlepiej oczywiście znać te odcinki na pamięć, taka wiedza w niektórych fragmentach jest na wagę złota i może nas uchronić przed niebezpiecznymi sytuacjami.

Doppler jest najlepszy

Ranking najlepszych moim zdaniem odcinków otwiera Doppler. 7.5 km, na które potrzebujemy blisko pół godziny jazdy. Ta pętla to wzór, wg którego można by tworzyć trasy XC i gdyby był o 3km krótszy mógłby służyć jako stała baza na Mistrzostwa Polski XC. Doppler w połowie jest odcinkiem podjazdowym. Stromizna na nim nie jest duża, ale teren cały czas wymaga od nas dobrej techniki i silnych rąk. Znajdziemy tutaj kilka porządnych dropów, które oczywiście można ominąć chickenem. Na wielu z nich warto mieć solidną prędkość, którą nie tak łatwo wygenerować. W przeciwnym wypadku bardzo łatwo o mocną kolizję na linii korba – skała.

Na całej rundzie jest tylko jeden fragment, który daje odrobinę wytchnienia naszym dłonią i pozwala sięgnąć po bidon. Zjazdowa część Dopplera to spora frajda z jazdy. Dropy, wysokie bandy, nawroty o 180 stopni. Zdecydowanie warto odrobinę zredukować nacisk na klamki hamulcowe. Jedyną przeszkodą w uzyskaniu tam pełnej satysfakcji, stanowi wycieńczenie fragmentem podjazdowym. Nie zmienia to faktu, że ile razy tam byłem, to pomimo zmęczenia i tak wjechałem na drugie okrążenie.

Czy olbrzymy przetrwają?

Przed wyjazdem na Rowerowe Olbrzymy natknąłem się na sporo materiałów z Kwietnia tego roku, mówiących o zniszczeniach szlaków przy okazji przeprowadzania prac leśnych. Pomimo tego, że na Olbrzymach byłem we Wrześniu, kilka takich miejsc wciąż widać, zwłaszcza po stronie wschodniej. Obecnie nie utrudniają aż tak jazdy, ale pozostawiają niesmak i przypominają typowe polskie podejście: zrobić i zapomnieć.

Olbrzymy w obecnej formie nie pozostaną na zawsze, ktoś musi co najmniej dwa razy w roku wykonać przegląd ścieżek i przeprowadzić niezbędne poprawki, jeśli mają być one talizmanem, który przyciągnie turystów takich jak ja. Warto również wspomnieć, że niemal na każdym wjeździe na pętlę, która przecina szlaki piesze, w tajemniczych okolicznościach znikają strzałki mające nas tam zaprowadzić. Zakładam, że to nie bikerzy sami sobie robią na złość i na przyszłość warto byłoby zrobić coś bardziej odpornego na tego typu patoturystów. Osobiście mam nadzieję, że pobliskie miasta i miejscowości docenią potencjał jaki tam powstał i zadbają o to, żeby ścieżki pozostawiały po sobie tylko dobre wspomnienia.

Wszystkie mapy oraz szczegóły tras znajdziecie na stronie: https://www.karkonosze.pl/pasmo-rowerowe-olbrzymy-pl

Komentowanie jest wyłączone.