DareToBe Maraton Mtb Niwiska. Relacja

Po partnerskiej imprezie z MTB Cross Maraton w Daleszycach, przyszła pora na nieco mniej pionu, czyli Niwiska. 21 maja przywitał nas piękną pogodą, idealną wręcz do ścigania. Po całym tygodniu deszczu i niepewnej pogody, to miła odskocznia. Przełożyło się to na frekwencję. Start musiał być przesunięty 15 minut, tak by każdy mógł na spokojnie się zapisać. Nie ukrywam, ucieszyła mnie ta informacja, ponieważ zmęczony ściganiem poprzedniego dnia pospałem troszkę za długo. No ale przecież nie odpuszczę takiej dobrej imprezy!

Zaraz się zacznie

Po krótkiej rozgrzewce punktualnie 11:15 rozpędzony peleton rusza na trasę. Organizator zaplanował dla nas 3 dystanse:

FULL 76 km – 700 m

HALF 47,4 km – 460 m

QUARTER 30 KM – 240 m

Niby płasko, ale już ścigam się na tyle długo by dobrze wiedzieć, że liczby potrafią oszukać. Ja pojawiam się na moim ulubionym QUARTERZE, gotowy na godzinę w piekle.

Trasa przeszła kosmetyczne modyfikacje, jednak początek podobnie jak w zeszłym roku, bardzo szybki, równocześnie niezwykle nerwowy. Na wjeździe w teren dużo przepychania, niewiele brakło żebym zaliczył upadek po szczepieniu się kierownicą z innym zawodnikiem. Na szczęście na następnych kilometrach szybko krystalizuje się czołowa grupa, która wrzuca najwyższe obroty.

Trzy sektory do zwycięstwa

Pierwsza część trasy, prowadzi typowymi drogami leśnymi, dużo zakrętów, trochę piachu, ale za to jest miejsce do wyprzedzania. Trzeba jednak być niezwykle czujnym by ani na chwilę nie stracić koła zawodnika przed sobą. Ten etap jedzie mi się niezwykle komfortowo, aż nie pamiętam, kiedy wpadliśmy na drugą część trasy, czyli drogi szutrowej – kluczowej dla rywalizacji. Znajdował się na niej bufet oraz rozjazd dystansów, co było niezwykle ważne by znaleźć się tam z przodu z grupką swojego dystansu. Udaje mi się to perfekcyjnie i na kole dojeżdżam do trzeciego etapu trasy.

Jest to niekończący się singiel między drzewami. Niezwykle męczący, ponieważ w nogach mamy już ponad 50 minut rywalizacji. Każdy zakręt powoduje, że musisz dohamować i rozpędzać się na nowo. Na niedzielnej wycieczce to chyba najprzyjemniejszy rodzaj trasy jaki można sobie wymarzyć, jednak w tempie wyścigowym na zmęczeniu powodował u mnie już lekką chęć jak najszybszego dotarcia do mety. Nie wiem, czy zazdrościć czy nie zawodnikom z dłuższych dystansów, ponieważ oni mieli tego singla jeszcze więcej, wiem natomiast że to on wyłonił najlepszych z najlepszych.

Organizator zadbał by na ostatnich metrach złapać jeszcze kilka kropel błota, tak by wyglądać dobrze na zdjęciach, ponieważ mimo sporych opadów poprzedzających dzień wyścigowy, na trasie próżno było szukać mokrych odcinków. Następnie przejeżdżam już tylko linię mety na 3 pozycji open i nie pozostaje mi nic innego jak czekać na dekorację i obserwować wjazd innych zawodników.

Dobre te maratony

Mimo że coraz dalej sercem mi do maratonów, to czasami bardzo przyjemnie jest wpaść na tak zorganizowaną imprezę. Czas jakby zatrzymuje się w miejscu, pełno uśmiechniętych twarzy i radosna atmosfera, to najlepsza reklama Dare to Be. Bardzo miłym gestem jest również darmowa opłata dla młodzieży do 18 roku życia, która ma zachęcić do spędzania weekendu na świeżym powietrzu. Przedstawiłem już wszystkie zalety, dlaczego powinniśmy się spotkać na kolejnej edycji? Pewnie jeszcze coś by się znalazło, ale o tym każdy musi się przekonać na własnej skórze, dlaczego Maratony MTB Dare to Be są takie dobre. Sprawdzajcie kalendarz i widzimy się! Ja to chyba najbardziej czekam na Dukle i to co dla nas tam szykują…

Zdjęcia: DareToBe Maraton MTB

Komentowanie jest wyłączone.